Alpy Retyckie: Madonna di Campiglio (6)
Środa, 23 lipca 2014 Kategoria Alpy Retyckie 2014, Wycieczka wielodniowa
Km: | 106.63 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:05 | km/h: | 13.19 |
Pr. maks.: | 63.41 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
3964: | 3964kcal | Podjazdy: | 2245m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Alpy Retyckie: Dzień 6/17
Trasa: Villa Rendena – Pinzolo – Madonna di Campiglio – Passo Campo di Carlo Magno (1680) – Dimaro – Mezzana – Vermiglio - Passo di Tonale (1883) – Ponte di Legno – Edolo Piantas
Mapa:
Pobudka przed świtem, szybkie składanie namiotu (udało się zdążyć przed pierwszym wyprowadzającym psa na spacer) i wolne śniadanie. Natomiast,po zajęciu miejsca na siodełku, czekała mnie coraz wolniejsza i mozolniejsza droga w górę doliny ku Madonna di Campiglio. Nieśpieszna celowo - gdyż w obliczu popołudniowych burz, dzienny plan zakładał dotarcie tylko za Dimaro, czyli przełęcz dalej. Swoisty moment przegięcia nastąpił gdy na odcinku przed Sant’Antonio di Mavignola - gdzie auta jeżdżą nową szosą a rowerzyści i piesi maja do dyspozycji starą drogę – wyprzedził mnie piechur z dużym plecakiem! Moment zwątpienia w obrany środek transportu... Nie było rady, objąłem prowadzenie w tym smutnym wyścigu i podziwiając wyłaniające się od wschodu wierzchołki pasma Dolomiti di Brenta (piękne), dotarłem do Madonny (spory, nieciekawy ośrodek narciarski), a po dłużej przerwie obiadowej, na już nieodległą przełęcz Campo di Carlo Magno (równie nieciekawa).
Po przyjemnym zjeździe, w Dimaro czekała na mnie błękitna niespodzianka. W mieścinie swój letni obóz przygotowawczy spędzało akurat piłkarskie Napoli co zaowocowało koszulkami, flagami i banerami w klubowych barwach. Niewątpliwie krajanie licznie przybieżeli na północ za swoimi idolami. Zakupy skończyłem po 14, świeciło słońce więc skorygowałem plany i postanowiłem dojechać do okolic rozjazdu z drogą na Passo di Gavia. Decyzja brzemienna w skutkach jak się później okazało. Po kilkunastu minutach wygodnej jazdy drogą rowerową widok na przełęcz Tonale zasnuł się mrocznymi chmurami. U mnie w dolinie natomiast sucho i o dziwo, choć z czasem droga zrobiła się mokra, na głowę nie kapało. Optymistyczne myśli że burza przeszła na zachód towarzyszyły mi aż do ostatniej, już bez leśnej prostej do miasteczka na przełęczy. Tak jednak rozpoczęło się drugie załamanie pogody na mojej trasie, wiatr i deszcz przybierały na sile a rozbić się na noc (godzina 19sta) nie bardzo było gdzie(miasteczko na 1900 metrów…). Pozostało zjeżdżać i to szybko bo rozgrzmiały się pioruny. Po chwili trwała już nawałnica, widoczność spadała do zera, gdzieś nad nieprzeniknionymi czarnymi chmurami trwał zachód a na nierównej drodze walka o wyhamowanie przed każdym zakrętem. Ulewa trwała dwie godziny i równie niespodziewanie jak się rozpoczęła tak się skończyła. No cóż, uroki pogodowe Masywu Ortlera...
Problem polegał na tym że w międzyczas zajechałem już do Edolo. Zjeżdżając, zwątpiłem w widokowy sens kierowania się na Gavię i Stelvio stając przed dylematem – nocny pociąg do Bresci (i kierowanie się na Ticino i przeł. Św. Gotarda przez Bergamo) czy też kamping (i kierunek Gryzonia). Rozwiązanie przyszło same, wraz z końcem deszczu, spoglądając na rozkład przed dworcem kolejowym. Ostatni pociąg odjechał godzinę wcześniej. Pozostało wdrapać się jeszcze na camp „Adamello” i po nieudanej próbie minięcia bramy bez zapłaty, odespać poprzednie dwie noce.
Czas brutto: 14:00h
Fotka dnia:

Dolomiti di Brenta © turdus23
Fotki:
Trasa: Villa Rendena – Pinzolo – Madonna di Campiglio – Passo Campo di Carlo Magno (1680) – Dimaro – Mezzana – Vermiglio - Passo di Tonale (1883) – Ponte di Legno – Edolo Piantas
Mapa:
Pobudka przed świtem, szybkie składanie namiotu (udało się zdążyć przed pierwszym wyprowadzającym psa na spacer) i wolne śniadanie. Natomiast,po zajęciu miejsca na siodełku, czekała mnie coraz wolniejsza i mozolniejsza droga w górę doliny ku Madonna di Campiglio. Nieśpieszna celowo - gdyż w obliczu popołudniowych burz, dzienny plan zakładał dotarcie tylko za Dimaro, czyli przełęcz dalej. Swoisty moment przegięcia nastąpił gdy na odcinku przed Sant’Antonio di Mavignola - gdzie auta jeżdżą nową szosą a rowerzyści i piesi maja do dyspozycji starą drogę – wyprzedził mnie piechur z dużym plecakiem! Moment zwątpienia w obrany środek transportu... Nie było rady, objąłem prowadzenie w tym smutnym wyścigu i podziwiając wyłaniające się od wschodu wierzchołki pasma Dolomiti di Brenta (piękne), dotarłem do Madonny (spory, nieciekawy ośrodek narciarski), a po dłużej przerwie obiadowej, na już nieodległą przełęcz Campo di Carlo Magno (równie nieciekawa).
Po przyjemnym zjeździe, w Dimaro czekała na mnie błękitna niespodzianka. W mieścinie swój letni obóz przygotowawczy spędzało akurat piłkarskie Napoli co zaowocowało koszulkami, flagami i banerami w klubowych barwach. Niewątpliwie krajanie licznie przybieżeli na północ za swoimi idolami. Zakupy skończyłem po 14, świeciło słońce więc skorygowałem plany i postanowiłem dojechać do okolic rozjazdu z drogą na Passo di Gavia. Decyzja brzemienna w skutkach jak się później okazało. Po kilkunastu minutach wygodnej jazdy drogą rowerową widok na przełęcz Tonale zasnuł się mrocznymi chmurami. U mnie w dolinie natomiast sucho i o dziwo, choć z czasem droga zrobiła się mokra, na głowę nie kapało. Optymistyczne myśli że burza przeszła na zachód towarzyszyły mi aż do ostatniej, już bez leśnej prostej do miasteczka na przełęczy. Tak jednak rozpoczęło się drugie załamanie pogody na mojej trasie, wiatr i deszcz przybierały na sile a rozbić się na noc (godzina 19sta) nie bardzo było gdzie(miasteczko na 1900 metrów…). Pozostało zjeżdżać i to szybko bo rozgrzmiały się pioruny. Po chwili trwała już nawałnica, widoczność spadała do zera, gdzieś nad nieprzeniknionymi czarnymi chmurami trwał zachód a na nierównej drodze walka o wyhamowanie przed każdym zakrętem. Ulewa trwała dwie godziny i równie niespodziewanie jak się rozpoczęła tak się skończyła. No cóż, uroki pogodowe Masywu Ortlera...
Problem polegał na tym że w międzyczas zajechałem już do Edolo. Zjeżdżając, zwątpiłem w widokowy sens kierowania się na Gavię i Stelvio stając przed dylematem – nocny pociąg do Bresci (i kierowanie się na Ticino i przeł. Św. Gotarda przez Bergamo) czy też kamping (i kierunek Gryzonia). Rozwiązanie przyszło same, wraz z końcem deszczu, spoglądając na rozkład przed dworcem kolejowym. Ostatni pociąg odjechał godzinę wcześniej. Pozostało wdrapać się jeszcze na camp „Adamello” i po nieudanej próbie minięcia bramy bez zapłaty, odespać poprzednie dwie noce.
Czas brutto: 14:00h
Fotka dnia:

Dolomiti di Brenta © turdus23
Fotki:
Alpy Retyckie 2014/ vol.1: Ötztal, Trentino-Alto Adige |