Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2014
Dystans całkowity: | 1749.92 km (w terenie 4.00 km; 0.23%) |
Czas w ruchu: | 116:45 |
Średnia prędkość: | 14.99 km/h |
Maksymalna prędkość: | 74.80 km/h |
Suma podjazdów: | 26456 m |
Suma kalorii: | 51296 kcal |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 64.81 km i 4h 19m |
Więcej statystyk |
Alpy Retyckie: Stelvio (14)
Czwartek, 31 lipca 2014 Kategoria Alpy Retyckie 2014, Wycieczka wielodniowa
Km: | 87.90 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:49 | km/h: | 11.25 |
Pr. maks.: | 68.86 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
3647: | 3647kcal | Podjazdy: | 2297m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Alpy Retyckie: Dzień 14/17
Trasa: Valdidentro Isolaccia – Molina – Umbrailpass – Passo dello Stelvio – Rifugio Pirovano (3030) - Passo dello Stelvio – Neuwies – Prato allo Stelio – Glurns/Glorenza – Mustair – Santa Maria
Mapa:
Czas brutto: 13:00
Po rannym kapuśniaczku warunki do jazdy na Stelvio okazały się całkiem dobre. Pełne zachmurzenie, ale pułap chmur ok. 4000 m dawał przyzwoite widoki.
Stelvio wiadomo - piękne, tłoczne i z tuzinami serpentyn, tak podjazdu jak i zjazdu.
Przy okazji jeszcze zaliczona Umbrailpass i najwyższy podjazd w życiu – szutrem na Rifugio Pirovano (najczęściej podawana wysokość: 3030 m n.p.m). Spokój i cisza po podjechaniu z mozołem trochę do góry robi wrażenie i zdecydowania odróżnia się od jarmarku na przełęczy. W gratisie, u góry można pochodzić też po lodowcu. Także warto poświęcić potrzebną godzinkę.
Zjazd naprawdę wymagający, zakręty i masa wszelkich pojazdów. Dekoncentrująco działał też nęcący widok białego szczytu Ortlera po prawej:-)
W dolinie Adygi duży kontrast. Zielone jabłonie i przyjemne ciepło. Nad doliną ładny zamek w Schluderns, ładne średniowieczne Glurns i już granica z (ładną) Szwajcarią.
Przed zachodem jeszcze odwiedzam klasztor w Mustair i melduję się na kempingu w Santa Maria. Oczywiście omijając recepcję szerokim łukiem i ponownie nie płacąc - czytając o kłopotach z dzikim noclegiem w wąskich dolinach, to naprawdę tam dobre rozwiązanie.
Fotka dnia:

Agrafki szosy na Stelvio © turdus23
Fotki:
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z WYPRAWY
Trasa: Valdidentro Isolaccia – Molina – Umbrailpass – Passo dello Stelvio – Rifugio Pirovano (3030) - Passo dello Stelvio – Neuwies – Prato allo Stelio – Glurns/Glorenza – Mustair – Santa Maria
Mapa:
Czas brutto: 13:00
Po rannym kapuśniaczku warunki do jazdy na Stelvio okazały się całkiem dobre. Pełne zachmurzenie, ale pułap chmur ok. 4000 m dawał przyzwoite widoki.
Stelvio wiadomo - piękne, tłoczne i z tuzinami serpentyn, tak podjazdu jak i zjazdu.
Przy okazji jeszcze zaliczona Umbrailpass i najwyższy podjazd w życiu – szutrem na Rifugio Pirovano (najczęściej podawana wysokość: 3030 m n.p.m). Spokój i cisza po podjechaniu z mozołem trochę do góry robi wrażenie i zdecydowania odróżnia się od jarmarku na przełęczy. W gratisie, u góry można pochodzić też po lodowcu. Także warto poświęcić potrzebną godzinkę.
Zjazd naprawdę wymagający, zakręty i masa wszelkich pojazdów. Dekoncentrująco działał też nęcący widok białego szczytu Ortlera po prawej:-)
W dolinie Adygi duży kontrast. Zielone jabłonie i przyjemne ciepło. Nad doliną ładny zamek w Schluderns, ładne średniowieczne Glurns i już granica z (ładną) Szwajcarią.
Przed zachodem jeszcze odwiedzam klasztor w Mustair i melduję się na kempingu w Santa Maria. Oczywiście omijając recepcję szerokim łukiem i ponownie nie płacąc - czytając o kłopotach z dzikim noclegiem w wąskich dolinach, to naprawdę tam dobre rozwiązanie.
Fotka dnia:

Agrafki szosy na Stelvio © turdus23
Fotki:
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z WYPRAWY
Alpy Retyckie: Mortirolo (13)
Środa, 30 lipca 2014 Kategoria Alpy Retyckie 2014, Wycieczka wielodniowa
Km: | 105.77 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:14 | km/h: | 14.62 |
Pr. maks.: | 74.80 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
3381: | 3381kcal | Podjazdy: | 2153m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Alpy Retyckie: Dzień 13/17
Trasa: Valdidentro Isolaccia – Bormio – Grosio – Passo di Mortirolo - Mazzo di Valtellina - Grosotto - Bormio - Valdidentro Isolaccia
Mapa:
Czas brutto: 11:45
Poprzedniego dnia zmuszony byłem zawrócić na Passo di Gavia więc teraz zamiast udać się w kierunku Lago di Cancano, pojechałem na zaległe Passo di Mortirolo.
Zabawa prosta, jeden dzień, jedna przełęcz. Jak uwzględnić jeszcze brak bagaży to i takie Mortirolo jest proste, tym bardziej że był to łatwiejszy wariant podjazdu. O dziwo, u góry ładne widoki a na zjeździe nawet kilkanaście minut słońca! Rzadko spotykane tego lipca zjawisko w Alpach:-(
Jeszcze w drodze powrotnej - w Grosotto - pięknie ulokowane, duże i darmowe ruiny zamku. Widoków w godzinę więcej niż przez poprzednie 4 dni w sercu Alp…
Wieczorem wielkie zakupy i pakowanie na ostatni etap – przez Stelvio, Szwajcarie i Tyrol do Niemiec. Planowany czas: 2,5 dnia.
Fotka dnia:

Na zjeździe z Mortirolo do Mazzo di Valtellina © turdus23
Fotki:
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z WYPRAWY
Trasa: Valdidentro Isolaccia – Bormio – Grosio – Passo di Mortirolo - Mazzo di Valtellina - Grosotto - Bormio - Valdidentro Isolaccia
Mapa:
Czas brutto: 11:45
Poprzedniego dnia zmuszony byłem zawrócić na Passo di Gavia więc teraz zamiast udać się w kierunku Lago di Cancano, pojechałem na zaległe Passo di Mortirolo.
Zabawa prosta, jeden dzień, jedna przełęcz. Jak uwzględnić jeszcze brak bagaży to i takie Mortirolo jest proste, tym bardziej że był to łatwiejszy wariant podjazdu. O dziwo, u góry ładne widoki a na zjeździe nawet kilkanaście minut słońca! Rzadko spotykane tego lipca zjawisko w Alpach:-(
Jeszcze w drodze powrotnej - w Grosotto - pięknie ulokowane, duże i darmowe ruiny zamku. Widoków w godzinę więcej niż przez poprzednie 4 dni w sercu Alp…
Wieczorem wielkie zakupy i pakowanie na ostatni etap – przez Stelvio, Szwajcarie i Tyrol do Niemiec. Planowany czas: 2,5 dnia.
Fotka dnia:

Na zjeździe z Mortirolo do Mazzo di Valtellina © turdus23
Fotki:
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z WYPRAWY
Alpy Retyckie: Gavia (12)
Wtorek, 29 lipca 2014 Kategoria Alpy Retyckie 2014, Wycieczka wielodniowa
Km: | 71.92 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:10 | km/h: | 13.92 |
Pr. maks.: | 57.70 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | HRavg | ||
2613: | 2613kcal | Podjazdy: | 1610m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Alpy Retyckie: Dzień 12/17
Trasa: Valdidentro Isolaccia – Bormio – Santa Caterina – Passo di Gavia – Santa Caterina – Bormio - Valdidentro Isolaccia
Mapa:
Czas brutto: 7:30
Kolejny dzień opadów, na Santa Caterina jeszcze przelotnych, niestety od ok. 2000 m n.p.m. do przełęczy Gavia warunki straszne. Zacinający z każdej strony deszcz uniemożliwiał nawet przyzwoite zdjęcie pamiątkowe. Kilka szybkich ujęć i powrotem w dół na kemping. Z wszystkich zdobytych przez 2 tygodnie przełęczy tu było najgorzej.
Szkoda wielka bo tego dnia miałem przez Gavie przejechać do Ponte di Legno i zdobyć w drodze powrotnej Mortirolo.
Na zjeździe odpadła i rozbiła mi się przednia lampka, no cóż, włoskie asfalty to nie to co szwajcarskie asfalty. Jest sporo nierówności.
Aby szybki powrót do tymczasowej bazy na kempingu przydał się na długie szykowanie solidnego włoskiego obiadku:-)
Fotka dnia:

Gavia, widoków brak © turdus23
Fotki:
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z WYPRAWY
Trasa: Valdidentro Isolaccia – Bormio – Santa Caterina – Passo di Gavia – Santa Caterina – Bormio - Valdidentro Isolaccia
Mapa:
Czas brutto: 7:30
Kolejny dzień opadów, na Santa Caterina jeszcze przelotnych, niestety od ok. 2000 m n.p.m. do przełęczy Gavia warunki straszne. Zacinający z każdej strony deszcz uniemożliwiał nawet przyzwoite zdjęcie pamiątkowe. Kilka szybkich ujęć i powrotem w dół na kemping. Z wszystkich zdobytych przez 2 tygodnie przełęczy tu było najgorzej.
Szkoda wielka bo tego dnia miałem przez Gavie przejechać do Ponte di Legno i zdobyć w drodze powrotnej Mortirolo.
Na zjeździe odpadła i rozbiła mi się przednia lampka, no cóż, włoskie asfalty to nie to co szwajcarskie asfalty. Jest sporo nierówności.
Aby szybki powrót do tymczasowej bazy na kempingu przydał się na długie szykowanie solidnego włoskiego obiadku:-)
Fotka dnia:

Gavia, widoków brak © turdus23
Fotki:
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z WYPRAWY
Alpy Retyckie: Livigno (11)
Poniedziałek, 28 lipca 2014 Kategoria Alpy Retyckie 2014, Wycieczka wielodniowa
Km: | 72.83 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:33 | km/h: | 13.12 |
Pr. maks.: | 56.35 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | HRavg | ||
2680: | 2680kcal | Podjazdy: | 1550m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Alpy Retyckie: Dzień 11/17
Trasa: Punt Muragl – Pontresina – Berninapass (2328) – Forcola di Livigno (2315) – Livigno – Passo dell’Eira (2208) – Passo Foscagno (2291) – Valdidentro Isolaccia
Mapa:
Czas brutto: 9:20h
Pierwsza przełęcz – Bernina – ponownie upłynęła w towarzystwie czerwonych szwajcarskich pociągów, tym razem to Bernina Eksperss. Samego szczytu niestety niedane było mi zobaczyć, chmury o to zadbały.
Dalej już przez kolejna przełęcz wjazd do Włoch, konkretnie bezcłowego Livigno. W samym miasteczku zagościłem krótko, gdyż ponownie zaczęło zanosić się na deszcz. O dziwo udało się podjechać i zjechać z Passo dell’Eira przed ulewą a krótkiej przerwie od deszczu ukończyć wyzwanie 4 podjazdów i osiągnąć Passo Foscagno. Szybki i przeraźliwie zimny zjazd (same ciuchy przeciwdeszczowe, bez wkładu ocieplającego) omal nie skończył się źle, skrajnie starte klocki hamulcowe zatrzymały rower sporo za drogą i nieprzyjemnie blisko urwiska. No ale udało się osiągnąć docelową trzydniową bazę – Dolinę Valtellina i kemping w Isolacci. W nagrodę kolejne dwa dni realizowałem już tylko z jedną sakwą.
Fotka dnia:

Bernina Express © turdus23
Fotki:
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z WYPRAWY
Trasa: Punt Muragl – Pontresina – Berninapass (2328) – Forcola di Livigno (2315) – Livigno – Passo dell’Eira (2208) – Passo Foscagno (2291) – Valdidentro Isolaccia
Mapa:
Czas brutto: 9:20h
Pierwsza przełęcz – Bernina – ponownie upłynęła w towarzystwie czerwonych szwajcarskich pociągów, tym razem to Bernina Eksperss. Samego szczytu niestety niedane było mi zobaczyć, chmury o to zadbały.
Dalej już przez kolejna przełęcz wjazd do Włoch, konkretnie bezcłowego Livigno. W samym miasteczku zagościłem krótko, gdyż ponownie zaczęło zanosić się na deszcz. O dziwo udało się podjechać i zjechać z Passo dell’Eira przed ulewą a krótkiej przerwie od deszczu ukończyć wyzwanie 4 podjazdów i osiągnąć Passo Foscagno. Szybki i przeraźliwie zimny zjazd (same ciuchy przeciwdeszczowe, bez wkładu ocieplającego) omal nie skończył się źle, skrajnie starte klocki hamulcowe zatrzymały rower sporo za drogą i nieprzyjemnie blisko urwiska. No ale udało się osiągnąć docelową trzydniową bazę – Dolinę Valtellina i kemping w Isolacci. W nagrodę kolejne dwa dni realizowałem już tylko z jedną sakwą.
Fotka dnia:

Bernina Express © turdus23
Fotki:
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z WYPRAWY
Alpy Retyckie: St Moritz (10)
Niedziela, 27 lipca 2014 Kategoria Alpy Retyckie 2014, Wycieczka wielodniowa
Km: | 66.62 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:20 | km/h: | 10.52 |
Pr. maks.: | 72.09 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | HRavg | ||
2770: | 2770kcal | Podjazdy: | 1674m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Alpy Retyckie: Dzień 10/17
Trasa: Filisur – Bergun – Albulapass (2312) – La Punt – Samedan – Sankt Moritz – Silvaplana – Punt Muragl
Mapa:
Czas brutto: 11:00h
Zasypiając po trzeciej nie spodziewałem się pobudki po 6:00 z strony trącających namiot i pokrzykujących Holendrów. Wypoczywającym w Alpach, przedstawicielom tej nie lubianej przeze mnie nacji, przeszkadzał rower. Przytwierdzony, nie do niskiego płotku jak po ciemku się zdawało, ale furtki na wytyczoną „mini działkę” z kamperem. Płotek miał 30/40 cm, ale jego sforsowanie okazało się zbyt ciężkie dla obywateli Niderlandów. Jako że agresorzy w językami innymi aniżeli własny się nie posługiwali, nadrabiali krzykiem i zbudzi pół kampingu. Pytanie otwarte czy ten wyimaginowany problem nie mógł poczekać chociażby do końca ciszy nocnej? Sytuacja zaiste abstrakcyjna. Na szczęście nie padało i w samych butach i piżamie odpiąłem rower, zyskując cenny spokój by zebrać się na drogę (wyjazd znów bez uiszczenia opłaty).
Cóż, największy minus kempingów, nawet darmowych - ludzie.
Pół dnia to mozolna i realizowana tak bez sił jak i bez szczególnej motywacji, wspinaczka na Albulapass. Wzdłuż sławnej linii kolejowej wytrawersowanej za pomocą wiaduktów, wiraży i kolejowych serpentyn. Widoków zero, mgła i słabowity deszczyk. Przy takiej linii, pociągi, zdawały się niczym widmo - słyszalne i nie widoczne - wyłaniać z co rusz innego kierunku, niekoniecznie spodziewanego.
Za Bergun podwózkę proponowali mi przejeżdżający z przyczepką Szwajcarzy (a ponoć mało przyjazny naród), jednak jej ambicjonalne odrzucenie wyszło na plus. Chwilę po postoju na przełęczy, chmury od południowej strony zaczęły się rozwiewać, prezentując piękny spektakl słońca, pary i zabłąkanych krów z tradycyjnymi dzwonkami.
Dalsza droga, wiodła szeroką i zieloną Doliną Engadyny do Sankt Moritz, jednej z stolic sportów zimowych. Choć latem spokojne, szejka z liczną świtą udało się spotkać a witryny z srebrem, zlotem, mirrą i Maserati poprzeglądać.
Na koniec dnia, zachód słońca nad jeziorem Silvaplana i powrót w głąb doliny, na camp w Punt Muragl. Dość luksusowy i mocno wypełniony , jednak na ostatnim skrawku przed rzeką udało się w końcu spokojnie wyspać. Przydatna przed kolejnym ciężkim dniem, czyli czterema przełęczami w stronę (niestety nie słonecznej) Italii i Masywu Ortlera.
Fotka dnia:

Dolina Engadyny © turdus23
Fotki:
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z WYPRAWY
Trasa: Filisur – Bergun – Albulapass (2312) – La Punt – Samedan – Sankt Moritz – Silvaplana – Punt Muragl
Mapa:
Czas brutto: 11:00h
Zasypiając po trzeciej nie spodziewałem się pobudki po 6:00 z strony trącających namiot i pokrzykujących Holendrów. Wypoczywającym w Alpach, przedstawicielom tej nie lubianej przeze mnie nacji, przeszkadzał rower. Przytwierdzony, nie do niskiego płotku jak po ciemku się zdawało, ale furtki na wytyczoną „mini działkę” z kamperem. Płotek miał 30/40 cm, ale jego sforsowanie okazało się zbyt ciężkie dla obywateli Niderlandów. Jako że agresorzy w językami innymi aniżeli własny się nie posługiwali, nadrabiali krzykiem i zbudzi pół kampingu. Pytanie otwarte czy ten wyimaginowany problem nie mógł poczekać chociażby do końca ciszy nocnej? Sytuacja zaiste abstrakcyjna. Na szczęście nie padało i w samych butach i piżamie odpiąłem rower, zyskując cenny spokój by zebrać się na drogę (wyjazd znów bez uiszczenia opłaty).
Cóż, największy minus kempingów, nawet darmowych - ludzie.
Pół dnia to mozolna i realizowana tak bez sił jak i bez szczególnej motywacji, wspinaczka na Albulapass. Wzdłuż sławnej linii kolejowej wytrawersowanej za pomocą wiaduktów, wiraży i kolejowych serpentyn. Widoków zero, mgła i słabowity deszczyk. Przy takiej linii, pociągi, zdawały się niczym widmo - słyszalne i nie widoczne - wyłaniać z co rusz innego kierunku, niekoniecznie spodziewanego.
Za Bergun podwózkę proponowali mi przejeżdżający z przyczepką Szwajcarzy (a ponoć mało przyjazny naród), jednak jej ambicjonalne odrzucenie wyszło na plus. Chwilę po postoju na przełęczy, chmury od południowej strony zaczęły się rozwiewać, prezentując piękny spektakl słońca, pary i zabłąkanych krów z tradycyjnymi dzwonkami.
Dalsza droga, wiodła szeroką i zieloną Doliną Engadyny do Sankt Moritz, jednej z stolic sportów zimowych. Choć latem spokojne, szejka z liczną świtą udało się spotkać a witryny z srebrem, zlotem, mirrą i Maserati poprzeglądać.
Na koniec dnia, zachód słońca nad jeziorem Silvaplana i powrót w głąb doliny, na camp w Punt Muragl. Dość luksusowy i mocno wypełniony , jednak na ostatnim skrawku przed rzeką udało się w końcu spokojnie wyspać. Przydatna przed kolejnym ciężkim dniem, czyli czterema przełęczami w stronę (niestety nie słonecznej) Italii i Masywu Ortlera.
Fotka dnia:

Dolina Engadyny © turdus23
Fotki:
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z WYPRAWY
Alpy Retyckie: Davos (9)
Sobota, 26 lipca 2014 Kategoria Alpy Retyckie 2014, Wycieczka wielodniowa
Km: | 142.63 | Km teren: | 0.50 | Czas: | 11:10 | km/h: | 12.77 |
Pr. maks.: | 51.03 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | HRavg | ||
4240: | 4240kcal | Podjazdy: | 2221m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Alpy Retyckie: Dzień 9/17
Trasa: Carrera – Sagogn – Flims – Chur – Landquart – Saas – Klosters – Davos – Wiesen – Filisur
Mapa:
Czas brutto: 20:00h
Za stacją kolejową Valendas – Sagogn zaczyna padać, wtedy jeszcze nie podejrzewałem że skończy za dobę. Po prostu masakra bo jazda w takich warunkach przez 20 godzin po Alpach, przy temperaturach schodzących do kilku stopni pozostaje traumatycznym przeżyciem. Ponoć lipiec 2014 był najgorszym w Szwajcarii od 60 lat… a w Dolomitach przyprószyło śniegiem…
Mając informacje o złych prognozach postanawiam skierować się do Bormio (biorąc dłuższy pobyt na kempingu) zamiast do Grindelwaldu, Eigera i tak bym nie ujrzał a szkoda kilometrów po próżnicy.
No cóż, w tej mokrej aurze przyszło mi przejechać wpierw wzdłuż Renu z przystankiem w Chur a następnie skierować się do Davos. Niestety dodatkowo, jadąc drogą rowerową 21, za Saas, zostałem wpuszczony w maliny (a na pewno w błoto). Zamiast zerwanego mostu była tylko wąska kładka z rozmokłym dojściem wymagająca przenoszenia osobno bagaży i roweru.
Po przebraniu się w suche ubrania na stacji Davos – Wolfgang (2 stopnie i deszcz), nocny zjazd i poszukiwania kawałka płaskiego i nie całkiem rozmokniętego miejsca pod namiot, skończyły się u podnóża pojazdu na Albule, na kempingu w Filisur - o 2 w nocy.
Fotka dnia:

Deszczowe Chur © turdus23
Fotki:
>>> WIĘCEJ ZDJĘĆ Z WYJAZDU
Trasa: Carrera – Sagogn – Flims – Chur – Landquart – Saas – Klosters – Davos – Wiesen – Filisur
Mapa:
Czas brutto: 20:00h
Za stacją kolejową Valendas – Sagogn zaczyna padać, wtedy jeszcze nie podejrzewałem że skończy za dobę. Po prostu masakra bo jazda w takich warunkach przez 20 godzin po Alpach, przy temperaturach schodzących do kilku stopni pozostaje traumatycznym przeżyciem. Ponoć lipiec 2014 był najgorszym w Szwajcarii od 60 lat… a w Dolomitach przyprószyło śniegiem…
Mając informacje o złych prognozach postanawiam skierować się do Bormio (biorąc dłuższy pobyt na kempingu) zamiast do Grindelwaldu, Eigera i tak bym nie ujrzał a szkoda kilometrów po próżnicy.
No cóż, w tej mokrej aurze przyszło mi przejechać wpierw wzdłuż Renu z przystankiem w Chur a następnie skierować się do Davos. Niestety dodatkowo, jadąc drogą rowerową 21, za Saas, zostałem wpuszczony w maliny (a na pewno w błoto). Zamiast zerwanego mostu była tylko wąska kładka z rozmokłym dojściem wymagająca przenoszenia osobno bagaży i roweru.
Po przebraniu się w suche ubrania na stacji Davos – Wolfgang (2 stopnie i deszcz), nocny zjazd i poszukiwania kawałka płaskiego i nie całkiem rozmokniętego miejsca pod namiot, skończyły się u podnóża pojazdu na Albule, na kempingu w Filisur - o 2 w nocy.
Fotka dnia:

Deszczowe Chur © turdus23
Fotki:
>>> WIĘCEJ ZDJĘĆ Z WYJAZDU
Alpy Retyckie: Splügenpass (8)
Piątek, 25 lipca 2014 Kategoria Alpy Retyckie 2014, Wycieczka wielodniowa
Km: | 104.47 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:06 | km/h: | 12.90 |
Pr. maks.: | 69.21 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | HRavg | ||
4056: | 4056kcal | Podjazdy: | 2465m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Alpy Retyckie: Dzień 8/17
Trasa: Somaggia – Chiavenna – Splügenpass (2115) – Sufers – Thussis – Bonaduz – Versam - Carrera
Mapa:
Poranek to miarowe zdobywanie wysokości, wraz z kolejnymi niezwykle wąskimi i malowniczymi serpentynami. W końcówce podjazdu piękne jezioro, wioska Montespluga i już dotarłem do Szwajcarii. Kilka zdjęć na granicy i wpierw kręty, z schematycznymi wywijasami a potem szybki zjazd.
Droga doliną przez pierwsze wioski aż do Thisis wywołał u mnie euforyczną reakcję na szwajcarską Gryzonię. Uzasadnioną zważywszy na mijane turkusowe jeziorka, wodospady, rwące rzeki z mrocznymi wąwozami, soczystą zieleń zboczy i otoczenie ze wszech stron wierzchołkami Alp. Ponadto barwne państwowe, kantonalne i miejskie flagi na każdym rogu, ład i porządek a pod kołami asfalt tak dobrej jakości że wciąż spotkany gdzieś podobny otrzymuje u mnie miano „szwajcarskiego”.
Za Bonaduz objawiło się drugie – deszczowe – oblicze tej krainy. Donośna burza i walące tuż obok pioruny towarzyszyły mi aż na wypatrywany wg. dostrzeżonej reklamy kemping. Skuszenie się tą dźwignią handlu okazało się strzałem w dziesiątkę. Otóż okazał się on nie tylko z widokiem na obstrzeliwane piorunami trzytysięczniki po drugiej stronie doliny Renu ale również „bezpłatnym” kawałkiem idealnej trawki. Dzięki zaufaniu Szwajcarów do gości, camp był pozostawiony bez kontroli po zamknięciu recepcji czyli pomiędzy 19 a 8. Co przy przyjeździe o 21 i wyjedzie o 7 czyniło go bezpłatnym.
Stosując tą taktykę omijania opłat, udało mi się przez wszystkie noce w tym kraju spać za darmo na świetnych kempingach (naturalnie z ograniczonym dostępem do infrastruktury przez brak żetonów/kart). W innych krajach ten zabieg nigdy się nie powiódł, reszta Europy zapewne spodziewa się takich przypadków i po zamknięciu recepcji ludzi pilnuje ktoś z baru czy restauracji. Na pewno manewr ten uczynił z drogie i „donosicielskiej” Szwajcarii kraj bardziej znośny dla sakwiarza.
Czas brutto: 14:30h
Fotka dnia:

Wjazd do Szwajcarii - Splügenpass © turdus23
Fotki:
>>> WIĘCEJ ZDJĘĆ Z WYJAZDU
Trasa: Somaggia – Chiavenna – Splügenpass (2115) – Sufers – Thussis – Bonaduz – Versam - Carrera
Mapa:
Poranek to miarowe zdobywanie wysokości, wraz z kolejnymi niezwykle wąskimi i malowniczymi serpentynami. W końcówce podjazdu piękne jezioro, wioska Montespluga i już dotarłem do Szwajcarii. Kilka zdjęć na granicy i wpierw kręty, z schematycznymi wywijasami a potem szybki zjazd.
Droga doliną przez pierwsze wioski aż do Thisis wywołał u mnie euforyczną reakcję na szwajcarską Gryzonię. Uzasadnioną zważywszy na mijane turkusowe jeziorka, wodospady, rwące rzeki z mrocznymi wąwozami, soczystą zieleń zboczy i otoczenie ze wszech stron wierzchołkami Alp. Ponadto barwne państwowe, kantonalne i miejskie flagi na każdym rogu, ład i porządek a pod kołami asfalt tak dobrej jakości że wciąż spotkany gdzieś podobny otrzymuje u mnie miano „szwajcarskiego”.
Za Bonaduz objawiło się drugie – deszczowe – oblicze tej krainy. Donośna burza i walące tuż obok pioruny towarzyszyły mi aż na wypatrywany wg. dostrzeżonej reklamy kemping. Skuszenie się tą dźwignią handlu okazało się strzałem w dziesiątkę. Otóż okazał się on nie tylko z widokiem na obstrzeliwane piorunami trzytysięczniki po drugiej stronie doliny Renu ale również „bezpłatnym” kawałkiem idealnej trawki. Dzięki zaufaniu Szwajcarów do gości, camp był pozostawiony bez kontroli po zamknięciu recepcji czyli pomiędzy 19 a 8. Co przy przyjeździe o 21 i wyjedzie o 7 czyniło go bezpłatnym.
Stosując tą taktykę omijania opłat, udało mi się przez wszystkie noce w tym kraju spać za darmo na świetnych kempingach (naturalnie z ograniczonym dostępem do infrastruktury przez brak żetonów/kart). W innych krajach ten zabieg nigdy się nie powiódł, reszta Europy zapewne spodziewa się takich przypadków i po zamknięciu recepcji ludzi pilnuje ktoś z baru czy restauracji. Na pewno manewr ten uczynił z drogie i „donosicielskiej” Szwajcarii kraj bardziej znośny dla sakwiarza.
Czas brutto: 14:30h
Fotka dnia:

Wjazd do Szwajcarii - Splügenpass © turdus23
Fotki:
>>> WIĘCEJ ZDJĘĆ Z WYJAZDU
Alpy Retyckie: Sondrio (7)
Czwartek, 24 lipca 2014 Kategoria Alpy Retyckie 2014, Wycieczka wielodniowa
Km: | 102.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:38 | km/h: | 18.25 |
Pr. maks.: | 62.79 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
2328: | 2328kcal | Podjazdy: | 639m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Alpy Retyckie: Dzień 7/17
Trasa: Edolo Piantas – Passo dell’Aprica (1180) – Tresenda – Sondrio – Forcola – Morbengo – Mantello – Verceia - Somaggia
Mapa:
Ruszyłem późno, aż po jedenastej ale w zamian wyspany i pojedzony. A że w sumie za bardzo objedzony to jako że droga od początku wiodła po górę, to na Passo dell’Aprica można było pół godziny odpoczywać przez bolące bebechy. Co nie wiele pomogło a do bólu zdrowotnego dołączył ból z jazdy bardzo uczęszczaną przez ciężarówki szosą na Mediolan. Dolina nieciekawa, miasteczka byle jakie, widoków brak przez niski pułap chmur i tak do wieczoru. Wtedy w nagrodę, piękny zachód nad Lago di Mezzola rozświetlił góry w kierunku Passo dello Spluga i wskazał kierunek wyprawy – Szwajcarię.
Czas brutto: 9:30h
Fotka dnia:

Lago di Mezzola © turdus23
Fotki:
Trasa: Edolo Piantas – Passo dell’Aprica (1180) – Tresenda – Sondrio – Forcola – Morbengo – Mantello – Verceia - Somaggia
Mapa:
Ruszyłem późno, aż po jedenastej ale w zamian wyspany i pojedzony. A że w sumie za bardzo objedzony to jako że droga od początku wiodła po górę, to na Passo dell’Aprica można było pół godziny odpoczywać przez bolące bebechy. Co nie wiele pomogło a do bólu zdrowotnego dołączył ból z jazdy bardzo uczęszczaną przez ciężarówki szosą na Mediolan. Dolina nieciekawa, miasteczka byle jakie, widoków brak przez niski pułap chmur i tak do wieczoru. Wtedy w nagrodę, piękny zachód nad Lago di Mezzola rozświetlił góry w kierunku Passo dello Spluga i wskazał kierunek wyprawy – Szwajcarię.
Czas brutto: 9:30h
Fotka dnia:

Lago di Mezzola © turdus23
Fotki:
Alpy Retyckie 2014/ vol.1: Ötztal, Trentino-Alto Adige |
Alpy Retyckie: Madonna di Campiglio (6)
Środa, 23 lipca 2014 Kategoria Alpy Retyckie 2014, Wycieczka wielodniowa
Km: | 106.63 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:05 | km/h: | 13.19 |
Pr. maks.: | 63.41 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
3964: | 3964kcal | Podjazdy: | 2245m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Alpy Retyckie: Dzień 6/17
Trasa: Villa Rendena – Pinzolo – Madonna di Campiglio – Passo Campo di Carlo Magno (1680) – Dimaro – Mezzana – Vermiglio - Passo di Tonale (1883) – Ponte di Legno – Edolo Piantas
Mapa:
Pobudka przed świtem, szybkie składanie namiotu (udało się zdążyć przed pierwszym wyprowadzającym psa na spacer) i wolne śniadanie. Natomiast,po zajęciu miejsca na siodełku, czekała mnie coraz wolniejsza i mozolniejsza droga w górę doliny ku Madonna di Campiglio. Nieśpieszna celowo - gdyż w obliczu popołudniowych burz, dzienny plan zakładał dotarcie tylko za Dimaro, czyli przełęcz dalej. Swoisty moment przegięcia nastąpił gdy na odcinku przed Sant’Antonio di Mavignola - gdzie auta jeżdżą nową szosą a rowerzyści i piesi maja do dyspozycji starą drogę – wyprzedził mnie piechur z dużym plecakiem! Moment zwątpienia w obrany środek transportu... Nie było rady, objąłem prowadzenie w tym smutnym wyścigu i podziwiając wyłaniające się od wschodu wierzchołki pasma Dolomiti di Brenta (piękne), dotarłem do Madonny (spory, nieciekawy ośrodek narciarski), a po dłużej przerwie obiadowej, na już nieodległą przełęcz Campo di Carlo Magno (równie nieciekawa).
Po przyjemnym zjeździe, w Dimaro czekała na mnie błękitna niespodzianka. W mieścinie swój letni obóz przygotowawczy spędzało akurat piłkarskie Napoli co zaowocowało koszulkami, flagami i banerami w klubowych barwach. Niewątpliwie krajanie licznie przybieżeli na północ za swoimi idolami. Zakupy skończyłem po 14, świeciło słońce więc skorygowałem plany i postanowiłem dojechać do okolic rozjazdu z drogą na Passo di Gavia. Decyzja brzemienna w skutkach jak się później okazało. Po kilkunastu minutach wygodnej jazdy drogą rowerową widok na przełęcz Tonale zasnuł się mrocznymi chmurami. U mnie w dolinie natomiast sucho i o dziwo, choć z czasem droga zrobiła się mokra, na głowę nie kapało. Optymistyczne myśli że burza przeszła na zachód towarzyszyły mi aż do ostatniej, już bez leśnej prostej do miasteczka na przełęczy. Tak jednak rozpoczęło się drugie załamanie pogody na mojej trasie, wiatr i deszcz przybierały na sile a rozbić się na noc (godzina 19sta) nie bardzo było gdzie(miasteczko na 1900 metrów…). Pozostało zjeżdżać i to szybko bo rozgrzmiały się pioruny. Po chwili trwała już nawałnica, widoczność spadała do zera, gdzieś nad nieprzeniknionymi czarnymi chmurami trwał zachód a na nierównej drodze walka o wyhamowanie przed każdym zakrętem. Ulewa trwała dwie godziny i równie niespodziewanie jak się rozpoczęła tak się skończyła. No cóż, uroki pogodowe Masywu Ortlera...
Problem polegał na tym że w międzyczas zajechałem już do Edolo. Zjeżdżając, zwątpiłem w widokowy sens kierowania się na Gavię i Stelvio stając przed dylematem – nocny pociąg do Bresci (i kierowanie się na Ticino i przeł. Św. Gotarda przez Bergamo) czy też kamping (i kierunek Gryzonia). Rozwiązanie przyszło same, wraz z końcem deszczu, spoglądając na rozkład przed dworcem kolejowym. Ostatni pociąg odjechał godzinę wcześniej. Pozostało wdrapać się jeszcze na camp „Adamello” i po nieudanej próbie minięcia bramy bez zapłaty, odespać poprzednie dwie noce.
Czas brutto: 14:00h
Fotka dnia:

Dolomiti di Brenta © turdus23
Fotki:
Trasa: Villa Rendena – Pinzolo – Madonna di Campiglio – Passo Campo di Carlo Magno (1680) – Dimaro – Mezzana – Vermiglio - Passo di Tonale (1883) – Ponte di Legno – Edolo Piantas
Mapa:
Pobudka przed świtem, szybkie składanie namiotu (udało się zdążyć przed pierwszym wyprowadzającym psa na spacer) i wolne śniadanie. Natomiast,po zajęciu miejsca na siodełku, czekała mnie coraz wolniejsza i mozolniejsza droga w górę doliny ku Madonna di Campiglio. Nieśpieszna celowo - gdyż w obliczu popołudniowych burz, dzienny plan zakładał dotarcie tylko za Dimaro, czyli przełęcz dalej. Swoisty moment przegięcia nastąpił gdy na odcinku przed Sant’Antonio di Mavignola - gdzie auta jeżdżą nową szosą a rowerzyści i piesi maja do dyspozycji starą drogę – wyprzedził mnie piechur z dużym plecakiem! Moment zwątpienia w obrany środek transportu... Nie było rady, objąłem prowadzenie w tym smutnym wyścigu i podziwiając wyłaniające się od wschodu wierzchołki pasma Dolomiti di Brenta (piękne), dotarłem do Madonny (spory, nieciekawy ośrodek narciarski), a po dłużej przerwie obiadowej, na już nieodległą przełęcz Campo di Carlo Magno (równie nieciekawa).
Po przyjemnym zjeździe, w Dimaro czekała na mnie błękitna niespodzianka. W mieścinie swój letni obóz przygotowawczy spędzało akurat piłkarskie Napoli co zaowocowało koszulkami, flagami i banerami w klubowych barwach. Niewątpliwie krajanie licznie przybieżeli na północ za swoimi idolami. Zakupy skończyłem po 14, świeciło słońce więc skorygowałem plany i postanowiłem dojechać do okolic rozjazdu z drogą na Passo di Gavia. Decyzja brzemienna w skutkach jak się później okazało. Po kilkunastu minutach wygodnej jazdy drogą rowerową widok na przełęcz Tonale zasnuł się mrocznymi chmurami. U mnie w dolinie natomiast sucho i o dziwo, choć z czasem droga zrobiła się mokra, na głowę nie kapało. Optymistyczne myśli że burza przeszła na zachód towarzyszyły mi aż do ostatniej, już bez leśnej prostej do miasteczka na przełęczy. Tak jednak rozpoczęło się drugie załamanie pogody na mojej trasie, wiatr i deszcz przybierały na sile a rozbić się na noc (godzina 19sta) nie bardzo było gdzie(miasteczko na 1900 metrów…). Pozostało zjeżdżać i to szybko bo rozgrzmiały się pioruny. Po chwili trwała już nawałnica, widoczność spadała do zera, gdzieś nad nieprzeniknionymi czarnymi chmurami trwał zachód a na nierównej drodze walka o wyhamowanie przed każdym zakrętem. Ulewa trwała dwie godziny i równie niespodziewanie jak się rozpoczęła tak się skończyła. No cóż, uroki pogodowe Masywu Ortlera...
Problem polegał na tym że w międzyczas zajechałem już do Edolo. Zjeżdżając, zwątpiłem w widokowy sens kierowania się na Gavię i Stelvio stając przed dylematem – nocny pociąg do Bresci (i kierowanie się na Ticino i przeł. Św. Gotarda przez Bergamo) czy też kamping (i kierunek Gryzonia). Rozwiązanie przyszło same, wraz z końcem deszczu, spoglądając na rozkład przed dworcem kolejowym. Ostatni pociąg odjechał godzinę wcześniej. Pozostało wdrapać się jeszcze na camp „Adamello” i po nieudanej próbie minięcia bramy bez zapłaty, odespać poprzednie dwie noce.
Czas brutto: 14:00h
Fotka dnia:

Dolomiti di Brenta © turdus23
Fotki:
Alpy Retyckie 2014/ vol.1: Ötztal, Trentino-Alto Adige |
Alpy Retyckie: Lago di Garda (5)
Wtorek, 22 lipca 2014 Kategoria Alpy Retyckie 2014, Wycieczka wielodniowa
Km: | 130.77 | Km teren: | 3.50 | Czas: | 09:18 | km/h: | 14.06 |
Pr. maks.: | 59.95 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | HRavg | ||
3465: | 3465kcal | Podjazdy: | 1640m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Alpy Retyckie: Dzień 5/17
Trasa: Costermano – Garda – Torri del Benaco – Malcesine – Torbole – Riva del Garda – Pregasina – Lago di Ledro – Storo – Creto – Tione di Trento – Villa Rendena
Mapa:
Jakaż to radość nieopisana, gdy po całym dniu opadów, wchód wita się widokiem lekkich fal unoszących się na tafli, skąpanego w promykach słońca Lago di Garda. Harmonia, cisza, ludzi o tej porze brak a żadne krople nie stukają po kasku. Aż chciało się odsapnąć na nadbrzeżnym bulwarze, ale błękit nieba nie miał trwać wiecznie, a okrążanie jeziora trochę zajmuje.
W kolejnych mijanych miejscowościach wspaniałe widoki, zamki i kościoły ale początkowe ciche plaże i puste ulice zaczęły się powoli zaludniać turystami wszelkiej maści. I tak nim nastała dziewiąta cały urok jeziora prysł. Nastał czas tłumu, gwaru i spalin.
Zaistniałe niezbyt przyjemne połączenie postanowiłem ominąć za Riva del Garda korzystając ze ścieżki rowerowej poprowadzonej zboczami, którą kojarzyłem z przeglądanej przed wyjazdem relacji. Nie znając szczegółów i nie mając dokładnej mapy (nie spodziewałem się odwiedzin tych okolic) ścieżkę odnalazłem, nie prowadziła ona jednak wzdłuż jeziora a w góry. Jej przebieg był bardzo widowiskowy, jednak zdecydowanie nie była przystosowana do obładowanego sakwami trekkinga. Stromo, wąsko, luźne kamienie i mijający mnie kolejno rowerzyści na góralach, usilnie wzbudzali poczucie że to nie miejsce przeznaczone dla mnie. Z czasem pojawiły się trzy drogi asfaltowe: ślepa (którą dojechałem do Pregasiny), stromy tunel z zakazem jazdy rowerów i dróżka nad Lago di Ledro a dalej ku Madonna di Campiglio i tam nieco wbrew własnej woli skierowałem się, by nie zjeżdżać ponownie ścieżką do Riva del Garda.
Przed samym Lago di Ledro szlak rowerowy prowadził skrótem o (wg licznika) 30% nachyleniu! Jeden z dwóch momentów wyprawy gdzie obciążony rower trzeba było wręcz wpychać pod górkę. Dalej spokojna trasa aż do wieczora wiodła kolejno przebiegając brzegiem jeziora, wąwozem Valle d’Ampola i dróżką rowerową poprowadzoną drewnianymi podestami nad rzeką Chiese. Natomiast szeroka dolina Giudicarie, leżąca pod ponad trzytysięcznym pasmem Adamello, zaskakiwała zupełnym brakiem turystycznego charakteru. Gdy się ściemniło, za Tione, skorzystałem z świetnej miejscówki na biwak – przy ławkach na dróżce rowerowej, oddzielonej od wsi zboczem rzeki.
Czas brutto: 16:40h
Fotka dnia:

Lago di Garda © turdus23
Fotki:
Trasa: Costermano – Garda – Torri del Benaco – Malcesine – Torbole – Riva del Garda – Pregasina – Lago di Ledro – Storo – Creto – Tione di Trento – Villa Rendena
Mapa:
Jakaż to radość nieopisana, gdy po całym dniu opadów, wchód wita się widokiem lekkich fal unoszących się na tafli, skąpanego w promykach słońca Lago di Garda. Harmonia, cisza, ludzi o tej porze brak a żadne krople nie stukają po kasku. Aż chciało się odsapnąć na nadbrzeżnym bulwarze, ale błękit nieba nie miał trwać wiecznie, a okrążanie jeziora trochę zajmuje.
W kolejnych mijanych miejscowościach wspaniałe widoki, zamki i kościoły ale początkowe ciche plaże i puste ulice zaczęły się powoli zaludniać turystami wszelkiej maści. I tak nim nastała dziewiąta cały urok jeziora prysł. Nastał czas tłumu, gwaru i spalin.
Zaistniałe niezbyt przyjemne połączenie postanowiłem ominąć za Riva del Garda korzystając ze ścieżki rowerowej poprowadzonej zboczami, którą kojarzyłem z przeglądanej przed wyjazdem relacji. Nie znając szczegółów i nie mając dokładnej mapy (nie spodziewałem się odwiedzin tych okolic) ścieżkę odnalazłem, nie prowadziła ona jednak wzdłuż jeziora a w góry. Jej przebieg był bardzo widowiskowy, jednak zdecydowanie nie była przystosowana do obładowanego sakwami trekkinga. Stromo, wąsko, luźne kamienie i mijający mnie kolejno rowerzyści na góralach, usilnie wzbudzali poczucie że to nie miejsce przeznaczone dla mnie. Z czasem pojawiły się trzy drogi asfaltowe: ślepa (którą dojechałem do Pregasiny), stromy tunel z zakazem jazdy rowerów i dróżka nad Lago di Ledro a dalej ku Madonna di Campiglio i tam nieco wbrew własnej woli skierowałem się, by nie zjeżdżać ponownie ścieżką do Riva del Garda.
Przed samym Lago di Ledro szlak rowerowy prowadził skrótem o (wg licznika) 30% nachyleniu! Jeden z dwóch momentów wyprawy gdzie obciążony rower trzeba było wręcz wpychać pod górkę. Dalej spokojna trasa aż do wieczora wiodła kolejno przebiegając brzegiem jeziora, wąwozem Valle d’Ampola i dróżką rowerową poprowadzoną drewnianymi podestami nad rzeką Chiese. Natomiast szeroka dolina Giudicarie, leżąca pod ponad trzytysięcznym pasmem Adamello, zaskakiwała zupełnym brakiem turystycznego charakteru. Gdy się ściemniło, za Tione, skorzystałem z świetnej miejscówki na biwak – przy ławkach na dróżce rowerowej, oddzielonej od wsi zboczem rzeki.
Czas brutto: 16:40h
Fotka dnia:

Lago di Garda © turdus23
Fotki:
Alpy Retyckie 2014/ vol.1: Ötztal, Trentino-Alto Adige |