Alpy Retyckie: Podsumowanie
Poniedziałek, 4 sierpnia 2014 Kategoria Alpy Retyckie 2014
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |

Czas: 07 lipiec 2014 – 03 sierpień 2014
Po sukcesie zeszłorocznej wyprawy, pierwotne złożenia na ten rok zakładały raczej rejon śródziemnomorski aniżeli alpejski. Przewinęły się jeszcze pomysły na Gruzję, Izrael, przez dłuższy czas wybierałem się do Norwegii. A skończyło się znów na Alpach. Tym razem trasa wiodła przez pasma na zachód od Dolomitów, położonych w austriacko - szwajcarsko – włosko – niemieckim pograniczu. Z grubsza ująwszy wybrałem się w Alpy Retyckie.
Szybki i mobilny dojazd koleją, atrakcyjne tereny, zarówno rowerowo jaki i krajobrazowo, plus duże zróżnicowanie tak przyrodnicze jak i kulturowe. To atuty. Minus, duże ryzyko nieprzyjemności pogodowych – jak to w samym środku dużego pasma górskiego.
Ryzyko się w pełni zrealizowało, padło prawie codziennie. Ponoć najbardziej deszczowy lipiec w Szwajcarii od 60 lat. Nęcące górskie krajobrazy znikły za ciemnymi powałami chmur. Nie jedna przełęcz, nie jeden dzień i nie jedna noc były chwilami próby i cierpień. Nie koniecznie dobrze zdanymi, czy to przez materiał ludzi czy sprzęt. Suma summarum wciąż jednak jechałem i ostatecznie dojechałem cały i zdrowy.
Z perspektywy 3 lat wciąż jest to najcięższa wyprawa, najbardziej obfitująca w deszcz, niespodzianki i dziwne przypadki, głównie nieprzyjemne. Samo życie.
Na pewno nie raz, ratowała mnie najlepsza póki, co wypracowana przed urlopem forma, niewątpliwa w tym zasługa poprzedzającego o półtora miesiąca wyjazd Maratonu Podróżnika.
Jak nie ma nic innego to zostają własne siły i rezerwa w budżecie (tym razem była na szczęście spora, bo nie planowanych wydatków było trochę).
Udało się zrealizować sporo jak na warunki atmosferyczne i mało, szczególnie Szwajcarii w stosunku do zamysłu wyprawy. Najbardziej doskwierający brak – Eiger – udało się zrealizować rok później, w o niebo lepszej pogodzie.
Wyjazd w liczbach
- 17 dni
- 15 dni z deszczem
- 8 burzy
- 2 dni pełnego słońca (w tym 1 dojazdu pociągami).
- 9 pociągowych przesiadek by dojechać tam i z powrotem
- 26 podjazdów
- 11 przełęczy ponad 2000 m n.p.m.
- 5 państw
- 11 dni urlopu
- 1 (jedyny) niezabrany telefon
- niecałe 2 stopnie temperatury minimalnej (Davos)
- 2 niegrzecznych Holendrów
- 2 spotkanych polaków (tylko i tylko na Stelvio)
- 4 szwajcarów towarzyszących mi na swoich rowerach
- 4 jazdy nocne
- jeden przystanek i 3 bary służące za noclegownie
- 14 nocy pod namiotem
- 3 „na dziko”
- 10 na kempingach (w tym 3 na jednym „bazowym”)
- 6 kempingów opłaconych
- 4 kempingi bez uiszczania opłaty
- 120 niecałych godzin pedałowania
- 1400 pożegnanych złotówek, w tym 120zł za nowy telefon (plus niewliczone 250zł skradzionych przez automat DB).
- 1670 pociągo – kilomerów z Ceske Drahy i Deutsche Bahn
- 1724 rowero - kilometrów
- 2210 m podjazdu względnego (Silz > Tiefenbachferner Gletscher)
- 3030 m n.p.m. Rifugio Pirovano, najwyższy punkt wyprawy.
- 26613 metrów przewyższenia
- prawie 52 tyś kalorii.
Relacja zdjęciowa, w częściach:
Alpy Retyckie 2014/ vol.1: Ötztal, Trentino-Alto Adige |
vol.3: Parco dello Stelvio, Innradweg
Przybliżona trasa: