Wpisy archiwalne w kategorii
Wycieczka wielodniowa
Dystans całkowity: | 31322.10 km (w terenie 1443.90 km; 4.61%) |
Czas w ruchu: | 1989:11 |
Średnia prędkość: | 15.75 km/h |
Maksymalna prędkość: | 85.00 km/h |
Suma podjazdów: | 372761 m |
Suma kalorii: | 754956 kcal |
Liczba aktywności: | 301 |
Średnio na aktywność: | 104.06 km i 6h 36m |
Więcej statystyk |
Alpy Retyckie: Ötztaler Gletscherstrasse (2)
Sobota, 19 lipca 2014 Kategoria Alpy Retyckie 2014, Wycieczka wielodniowa
Km: | 132.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 09:54 | km/h: | 13.36 |
Pr. maks.: | 68.92 | Temperatura: | 29.0°C | HRmax: | HRavg | ||
4760: | 4760kcal | Podjazdy: | 2794m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Alpy Retyckie: Dzień 2
Trasa: Mittenwald – Seefeld in Tirol – Mösern (1250) - Telfs – Silz - Ötztal – Langenfeld - Sölden - Ötztaler Gletscherstrasse – Rettenbachferner - Tiefenbachferner Gletscher (2830) – Sölden
Mapka:
Start wyprawy o 23:15 spod dworca w Mittenwald a następnie jazda przez piękną Tyrolską noc, rozświetlaną rozgwieżdżonym i bezchmurnym niebem. Tak korzystne warunki pogodowe miały trwać niecałe dwie doby. Faktycznie front i załamanie, przyszło jeszcze wcześniej. Właśnie te prognozy spowodowały na dzień przed wyjazdem całkowite porzucenie planów (w efekcie dziwną trasę i sporo gubienia) i zamiast na Szwajcarię skierowałem się wpierw na potencjalnie cieplejsze Włochy.
Po drodze jednak Austria – Ötztal - i drogowe perły regionu: Ötztaler Gletscherstrasse i Timmelsjoch. Liczył się czas, stąd wyniszczająca, całonocna jazda na początek. W obronie przed snem dwukrotnie zatrzymałem się na prawie godzinne, prawie drzemki, w przy restauracyjnych ogródkach piwnych. Po wschodzie jeszcze kawa i względnie przytomny ruszyłem mozolnie w górę doliny, w stronę Sölden. Do celu, pod lodowiec, do pokonania było łącznie ponad 2200 metrów przewyższenia na 58 kilometrach! Właściwy wysokogórski podjazd (za Sölden, wiodący do stacji narciarskich) pomimo pięknej pogody, prawie całkiem bez ruchu i to zarówno samochodowego jak i rowerowego. Chwilowo szczęśliwy, do miasteczka zjechałem za pięć 18sta… i nie zostałem już wpuszczony do miejscowego marketu. Niby otwarty ale przez ostanie minuty można już tylko wychodzić. Wobec braku zapasów innych niż żelazna porcja orzeszków (wcześniej czasu na zakupy nie było) zadowoliłem się kebabem od miejscowego Turka. Decyduje się również wykosztować na miejscowy camping - bardzo wysoki standard i bardzo wysokie ceny - natomiast mogę w końcu naładować do pełna nowo zakupiony telefon . Bateria wytrzyma, o dziwo, aż do powrotnego pociągu.
W Alpach aby jest pod dostatkiem darmowych źródełek wody, kraników czy w ostateczności strumieni.
Czas brutto: 20:30h
Fotka dnia:

Tiefenbachferner Gletscher © turdus23
Fotki:
Trasa: Mittenwald – Seefeld in Tirol – Mösern (1250) - Telfs – Silz - Ötztal – Langenfeld - Sölden - Ötztaler Gletscherstrasse – Rettenbachferner - Tiefenbachferner Gletscher (2830) – Sölden
Mapka:
Route 2 738 499 - powered by www.bikemap.net
Start wyprawy o 23:15 spod dworca w Mittenwald a następnie jazda przez piękną Tyrolską noc, rozświetlaną rozgwieżdżonym i bezchmurnym niebem. Tak korzystne warunki pogodowe miały trwać niecałe dwie doby. Faktycznie front i załamanie, przyszło jeszcze wcześniej. Właśnie te prognozy spowodowały na dzień przed wyjazdem całkowite porzucenie planów (w efekcie dziwną trasę i sporo gubienia) i zamiast na Szwajcarię skierowałem się wpierw na potencjalnie cieplejsze Włochy.
Po drodze jednak Austria – Ötztal - i drogowe perły regionu: Ötztaler Gletscherstrasse i Timmelsjoch. Liczył się czas, stąd wyniszczająca, całonocna jazda na początek. W obronie przed snem dwukrotnie zatrzymałem się na prawie godzinne, prawie drzemki, w przy restauracyjnych ogródkach piwnych. Po wschodzie jeszcze kawa i względnie przytomny ruszyłem mozolnie w górę doliny, w stronę Sölden. Do celu, pod lodowiec, do pokonania było łącznie ponad 2200 metrów przewyższenia na 58 kilometrach! Właściwy wysokogórski podjazd (za Sölden, wiodący do stacji narciarskich) pomimo pięknej pogody, prawie całkiem bez ruchu i to zarówno samochodowego jak i rowerowego. Chwilowo szczęśliwy, do miasteczka zjechałem za pięć 18sta… i nie zostałem już wpuszczony do miejscowego marketu. Niby otwarty ale przez ostanie minuty można już tylko wychodzić. Wobec braku zapasów innych niż żelazna porcja orzeszków (wcześniej czasu na zakupy nie było) zadowoliłem się kebabem od miejscowego Turka. Decyduje się również wykosztować na miejscowy camping - bardzo wysoki standard i bardzo wysokie ceny - natomiast mogę w końcu naładować do pełna nowo zakupiony telefon . Bateria wytrzyma, o dziwo, aż do powrotnego pociągu.
W Alpach aby jest pod dostatkiem darmowych źródełek wody, kraników czy w ostateczności strumieni.
Czas brutto: 20:30h
Fotka dnia:

Tiefenbachferner Gletscher © turdus23
Fotki:
Alpy Retyckie 2014/ vol.1: Ötztal, Trentino-Alto Adige |
Alpy Retyckie: Praga (1)
Piątek, 18 lipca 2014 Kategoria Alpy Retyckie 2014, Wycieczka wielodniowa
Km: | 4.79 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:28 | km/h: | 10.26 |
Pr. maks.: | 19.70 | Temperatura: | 31.0°C | HRmax: | HRavg | ||
50: | 50kcal | Podjazdy: | 15m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Alpy Retyckie: Dzień 1
Trasa: Chorzów- Auto- Bohumin- Kolej- Praga- Kolej- Monachium- Kolej- Mittenwald
Pierwszy dzień wyprawy czyli tranzyt w Alpy.
Ceske Drahy są zwykle bez problemowe dla podróżującego z rowerem jednak tym razem pociąg międzynarodowy Praga –Monachium zachwiał tym standardem. Bilet kupowałem z dwutygodniowym wyprzedzeniem w promocji internetowej – nie dało się jednak dokupić biletu na rower. W międzynarodowej kasie w Bohuminie kasjerka pomóc też nie potrafiła a Pradze czasu za zakupu nie było. Pociąg miał dopuszczony przewóz jednośladów i do granicy dojechałem, jednak bez 'jizdenky na kolo' bo konduktorka również tłumaczyła że biletu sprzedać nie może. Prawie fajnie ale niemiecka kontrola stanowisko miała odmienne i w efekcie zamiast w koronach płaciłem drożej, w euro.
Co gorsza przez to małe zamieszanie nie przyjrzałem się otrzymanemu biletowi i w automacie w Monachium ponownie z biletem do Mittenwaldu dokupiłem bilet rowerowy. Oba ważne po 24 godziny:-(
Nie były to jedyne nieplanowane wydatki pierwszego dnia. Otóż gdy pociąg dojeżdżał do Pragi odkryłem że w aucie w Bohuminie zostawiłem telefon. Pośpiesznie objeżdżając okolice dworca w Pradze lombardu nie znalazłem i musiałem zadowolić się możliwe tanią acz prymitywną Nokią z dworcowego salonu Vodafone. O dziwo, na doładowaniu za niecałe 50zł dotrwałem na roamingu aż do ponownego zawitania w Pradze za 16 dni.
Na start trzy stówy w plecy ale nie wyczerpały one limitu nieszczęść w czasie tej wyprawy.
Czas brutto: 18:20
Fotki:

Praha hl.n © turdus23

Praga, Plac Wacława © turdus23

Gdzieś między Pilznem a niemiecką granicą © turdus23

München Hbf © turdus23
Trasa: Chorzów- Auto- Bohumin- Kolej- Praga- Kolej- Monachium- Kolej- Mittenwald
Pierwszy dzień wyprawy czyli tranzyt w Alpy.
Ceske Drahy są zwykle bez problemowe dla podróżującego z rowerem jednak tym razem pociąg międzynarodowy Praga –Monachium zachwiał tym standardem. Bilet kupowałem z dwutygodniowym wyprzedzeniem w promocji internetowej – nie dało się jednak dokupić biletu na rower. W międzynarodowej kasie w Bohuminie kasjerka pomóc też nie potrafiła a Pradze czasu za zakupu nie było. Pociąg miał dopuszczony przewóz jednośladów i do granicy dojechałem, jednak bez 'jizdenky na kolo' bo konduktorka również tłumaczyła że biletu sprzedać nie może. Prawie fajnie ale niemiecka kontrola stanowisko miała odmienne i w efekcie zamiast w koronach płaciłem drożej, w euro.
Co gorsza przez to małe zamieszanie nie przyjrzałem się otrzymanemu biletowi i w automacie w Monachium ponownie z biletem do Mittenwaldu dokupiłem bilet rowerowy. Oba ważne po 24 godziny:-(
Nie były to jedyne nieplanowane wydatki pierwszego dnia. Otóż gdy pociąg dojeżdżał do Pragi odkryłem że w aucie w Bohuminie zostawiłem telefon. Pośpiesznie objeżdżając okolice dworca w Pradze lombardu nie znalazłem i musiałem zadowolić się możliwe tanią acz prymitywną Nokią z dworcowego salonu Vodafone. O dziwo, na doładowaniu za niecałe 50zł dotrwałem na roamingu aż do ponownego zawitania w Pradze za 16 dni.
Na start trzy stówy w plecy ale nie wyczerpały one limitu nieszczęść w czasie tej wyprawy.
Czas brutto: 18:20
Fotki:

Praha hl.n © turdus23

Praga, Plac Wacława © turdus23

Gdzieś między Pilznem a niemiecką granicą © turdus23

München Hbf © turdus23
Maraton Podróżnika - powrót: Siedlce
Niedziela, 8 czerwca 2014 Kategoria Maraton Podróżnika, W towarzystwie, Wycieczka wielodniowa
Km: | 47.34 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:50 | km/h: | 16.71 |
Pr. maks.: | 40.53 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | HRavg | ||
995: | 995kcal | Podjazdy: | 192m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trasa: Skrzeszew- Sawice-
Paprotnica- Hołubla- Siedlce- KM- Warszawa Wsch.- PKP- Katowice- Chorzów
Mapa:
Gminy: 504 (+1) Warszawa
Dwie godziny od powrotu na metę a jechało się ciut cięzej: duży bagaż, pod wiatr 3m/s, przy braku snu a niestety pod słońce = zakosy na drodze, dziurawej a na siodełku już pond 500 kilometrów.
Do Warszawy trasa w towarzystwie po maratonowym; kolegi na Kodze i Wojtka z Wawy.
Powrotny tym razem TLK Skarbek, nie tylko nie opóźniony, z równie miła atmosferą wśród pasażerów ale i czas leciał jakby szybciej, dzięki kilkukrotnemu przysypianiu.
Na siłę licząc, 521km maratonu i powrót do Siedlc razem (2,5 godziny przerwy i przepakowania w bazie, brak snu) wychodzi 568,66km jednorazowego wyjazdu a do Chorzowa 38:15 godzin czasu brutto. W tym ujęciu przeskok przejechanych kilometrów wyniósł ponad 160km nad Bratysławę (401km).
Foto:

Skrzeszew © turdus23

Okolice Siedlc © turdus23

Warszawa Wschodnia © turdus23

Narodowy © turdus23
Mapa:
Route 2 641 426 - powered by www.bikemap.net
Gminy: 504 (+1) Warszawa
Dwie godziny od powrotu na metę a jechało się ciut cięzej: duży bagaż, pod wiatr 3m/s, przy braku snu a niestety pod słońce = zakosy na drodze, dziurawej a na siodełku już pond 500 kilometrów.
Do Warszawy trasa w towarzystwie po maratonowym; kolegi na Kodze i Wojtka z Wawy.
Powrotny tym razem TLK Skarbek, nie tylko nie opóźniony, z równie miła atmosferą wśród pasażerów ale i czas leciał jakby szybciej, dzięki kilkukrotnemu przysypianiu.
Na siłę licząc, 521km maratonu i powrót do Siedlc razem (2,5 godziny przerwy i przepakowania w bazie, brak snu) wychodzi 568,66km jednorazowego wyjazdu a do Chorzowa 38:15 godzin czasu brutto. W tym ujęciu przeskok przejechanych kilometrów wyniósł ponad 160km nad Bratysławę (401km).
Foto:

Skrzeszew © turdus23

Okolice Siedlc © turdus23

Warszawa Wschodnia © turdus23

Narodowy © turdus23
Maraton Podróżnika: Szczebrzeszyn
Sobota, 7 czerwca 2014 Kategoria 500 - setki, Maraton Podróżnika, W towarzystwie, Wycieczka wielodniowa
Km: | 521.32 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 22:27 | km/h: | 23.22 |
Pr. maks.: | 52.89 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
9368: | 9368kcal | Podjazdy: | 2268m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trasa: Skrzeszew- Mordy-
Łuków- Kock- Firlej- Kozłówka- Lublin- Bychawa- Wysokie- Teodorówka-
Szczebrzeszyn- Nielisz- Piaski- Łęczna- Parczew- Międzyrzecz Podl.- Łosice-
Skrzeszew
Mapa:
Gminny: 503 (+43) Zbuczyn, Łuków w., Łuków m., Stanin, Wojcieszków, Serokomla, Kock, Firlej, Kamionka, Lubartów w., Niemce, Jastków, Lublin, Konopnica, Niedrzwica Duża, Strzyżewice, Bychwa, Wysokie, Turobin, Radecznica, Frampol, Sułów, Nielisz, Szczebrzeszyn, Rudnik, Żółkiewka, Rybaczewice, Piaski, Trawniki, Milejów, Łęczna, Ludwin, Ostrów Lubelski, Parczew, Milanów, Komarówka Podl., Drelów, Miedzyrzecz Podl. w., Miedzyrzecz Podl. m., Huszlew, Olszanka, Przesmyki, Łosice
Pierwszy raz postanowiłem wziąć udział w imprezie typu maraton. Wiązało się to z nowością pod tytułem: jazda w grupie, nie wątpliwie ułatwiającej pokonywanie kilometrów w tak nizinnym – przy samotnej jeździe monotonnym - terenie.
Cel wyjazdu był jasny, przejechać ponad 500km „na raz”. Pesymistyczny wariat zakładał ok. 30 godzin jazdy, realistyczny ok.28 a optymistyczny celował w symboliczną kwalifikację na BBTour czyli zmieszczenie się w limicie 27 godzin.
Noc na podłodze przespana średnio, pobudka po 4, przed 8 dojazd na miejsce startu pod kościołem. Tam przypadkowy podział na trzy grupki i o 7:59 start w grupie numer 2 pod flagą Waxmuda.
Do Łukowa dość spokojne choć i tak powyżej zakładanego tempa, grupowa jazda (ocierająca się o przepisy drogowe). Po 20 minutowym postoju i kilkunastu wzorcowych kilometrach następuje stopniowe unicestwienie planu przejazdu maratonu w grupach. Kolejno wszyscy zjeżdżają się w całość, 3 grupa przesuwa się na przód, zjeżdża dowodzący Wilk. To starcza by wszyscy rozjechali się według wyścigowych standardów. Po kilku minutach z przodu, w grupie wypadek, po nim przystaję na mniej więcej minutkę ale koła pędzącej z 40km/h czołówki już nie łapie. Ostateczny podział na szybkich i wolnych zemną oczywiście w drugiej części.
Prze Kock do Kozłówki dojeżdżam z Robertem, czasem w grupce z Wojtkiem i Radkiem. Osób mało, jechać ciężej a do tego za nawigację służą nam moje kserówki map, przy braku mapnika na kierownicy najsprawniejszy system to nie jest;-)
Przed drugim postojem robi się ciepło i błogosławieństwem jest woda transportowana przez samochód techniczny (pomimo dystansu chyba pierwszy raz się nie odwadniam). Z drugiego postoju w Kozłówce ruszam własnym rekreacyjnym tempem by przed Lublinem dać się dogonić grupie Wilka i minimum miasto przejechać w towarzystwie. Tak też się dzieje a w szybszej „kolażówkowej” części grupki dojeżdżam do ostatniego wzgórza przed Bychawą w której pod dokulaniu mamy trzeci już pit stop.
Do tego momentu średnia była niepokojąco wysoka, prawie 27 km/h na 190km więc następny odcinek, wyżynny, do Szczebrzeszyna jadę własnym tempem. Najładniejszy roztoczański odcinek schodzi aż do wieczora, po drodze sporo dziur, odcinek z ruchem wahadłowym i nieszczęsne ominięcie zjazdu w Teodorówce co zapewnia mi plus kilka kilometrów i najostrzejszy podjazd dnia.
W czasie mojego zwiedzania przypadkowych wsi wyprzedają mnie wszyscy uczestnicy maratonu i do Szczebrzeszyna dojeżdżam z Rafim tylko przed kolegą na awaryjnej Kodze.
W Szczebrzeszynie planowany był godzinny postój obiadowy, pomysł ten od początku przekonywał mnie średnio, ja dużych posiłków w czasie jazdy nie jadam, więc po 20 minutkach i standardowej bułeczce ruszam w stronę Nielisza wyko rysując widność zachodzącego słońca. W Nieliszu rozświetlam się na standardową choinkę i kieruję w stronę Piasków, niespodziewanie jadę z przodu (inni robią zakupy) i dopiero po kilku kilometrach dogania mnie na obecnym etapie za szybka ‘grupka Wilkowa’ – oświetlenie tak pędzącej grupki rowerzystów łudząco przypomina z oddali samochód:-)
Towarzysząca noc robi się ciężka, tak nawigacyjnie jak i sennie, aby nogi wciąż podają. Czasem jadę z innym uczestnikami ale to wciąż ta szybsza połówka, więc odpadam. W Piaskach zatrzymuje się na batonika, siadami i trochę odpływam – na tyle słabo by odnotować kolejne mijające mnie rozświetlone grupki – chyba po kilkunastu minutach zbieram się za ostatnią z nich ale dojazd do Łęcznej to już półprzytomne zakosiki na drodze. Przed Łęczną ratunek, tanksztela z kawusią i zapasem Tigerów. Po wspomaganiu, znów przytomny, natrafiam na wracających z swojego pogubienia trasy Księgowego i Hansa.
Przez resztę nocy jedziemy razem, przy wyjeździe z Łęcznej łapiemy jeszcze raz samochód, Parczewie już gdzieś umyka nam oficjalne miejsce postoju. O świcie zawiało chłodem i w Miedzyrzeczu wraz z coraz cieplejszym słońcem robiło się nieprzyjemnie duszno. Co w połączeniu z dokuczającym żołądkiem dało mi sygnał na postój i odłączenie się od chłopaków. Decyzja o tyle głupia że ponoć z kilometr dalej w lesie stał samochód maratonowy i goniona przez nas grupa Eranis (połączone siły przyjechały na metę sporo szybciej niż ja solo).
Końcówka to już pełen relaks z świadomością że jak bym nie jechał to spełnię własny plan maksimum czyli 27h. Jedynym nieprzyjemnym momentem do mety była droga Łosice – Korczew, tak tragicznej nawierzchni (asfaltowej?) nie widziałem od 3 lat i otoczakowej drogi przy Kępnej w Beskidzie Niskim. Taki odcinek na dobicie elementów stycznych z siodełkiem:-)
Na mecie w Skrzeszewie czas brutto: 26:10 ( w limicie), 10 minut przed ostatnią czwórką która dojechała na metę, kilka osób się wycofało.
Zatem z nadwyżką satysfakcjonujący rezultat, szczególnie przy wiosennych kontuzjach.
Łącznie ok. 100 km w peletonie, ok. 200 w większych lub mniejszych grupkach a reszta solo. Wspólna jazda na pewno była bardzo pomocna i mobilizująca dla większego tempa.
Foto:

Przed startem © turdus23

Bychawa - 3 postój © turdus23
Sam na kilka ujęć też się załapałem:
Pierwsze kilometry
Noc
oraz
Więcej o samej imprezie
Mapa:
Route 2 645 070 - powered by www.bikemap.net
Gminny: 503 (+43) Zbuczyn, Łuków w., Łuków m., Stanin, Wojcieszków, Serokomla, Kock, Firlej, Kamionka, Lubartów w., Niemce, Jastków, Lublin, Konopnica, Niedrzwica Duża, Strzyżewice, Bychwa, Wysokie, Turobin, Radecznica, Frampol, Sułów, Nielisz, Szczebrzeszyn, Rudnik, Żółkiewka, Rybaczewice, Piaski, Trawniki, Milejów, Łęczna, Ludwin, Ostrów Lubelski, Parczew, Milanów, Komarówka Podl., Drelów, Miedzyrzecz Podl. w., Miedzyrzecz Podl. m., Huszlew, Olszanka, Przesmyki, Łosice
Pierwszy raz postanowiłem wziąć udział w imprezie typu maraton. Wiązało się to z nowością pod tytułem: jazda w grupie, nie wątpliwie ułatwiającej pokonywanie kilometrów w tak nizinnym – przy samotnej jeździe monotonnym - terenie.
Cel wyjazdu był jasny, przejechać ponad 500km „na raz”. Pesymistyczny wariat zakładał ok. 30 godzin jazdy, realistyczny ok.28 a optymistyczny celował w symboliczną kwalifikację na BBTour czyli zmieszczenie się w limicie 27 godzin.
Noc na podłodze przespana średnio, pobudka po 4, przed 8 dojazd na miejsce startu pod kościołem. Tam przypadkowy podział na trzy grupki i o 7:59 start w grupie numer 2 pod flagą Waxmuda.
Do Łukowa dość spokojne choć i tak powyżej zakładanego tempa, grupowa jazda (ocierająca się o przepisy drogowe). Po 20 minutowym postoju i kilkunastu wzorcowych kilometrach następuje stopniowe unicestwienie planu przejazdu maratonu w grupach. Kolejno wszyscy zjeżdżają się w całość, 3 grupa przesuwa się na przód, zjeżdża dowodzący Wilk. To starcza by wszyscy rozjechali się według wyścigowych standardów. Po kilku minutach z przodu, w grupie wypadek, po nim przystaję na mniej więcej minutkę ale koła pędzącej z 40km/h czołówki już nie łapie. Ostateczny podział na szybkich i wolnych zemną oczywiście w drugiej części.
Prze Kock do Kozłówki dojeżdżam z Robertem, czasem w grupce z Wojtkiem i Radkiem. Osób mało, jechać ciężej a do tego za nawigację służą nam moje kserówki map, przy braku mapnika na kierownicy najsprawniejszy system to nie jest;-)
Przed drugim postojem robi się ciepło i błogosławieństwem jest woda transportowana przez samochód techniczny (pomimo dystansu chyba pierwszy raz się nie odwadniam). Z drugiego postoju w Kozłówce ruszam własnym rekreacyjnym tempem by przed Lublinem dać się dogonić grupie Wilka i minimum miasto przejechać w towarzystwie. Tak też się dzieje a w szybszej „kolażówkowej” części grupki dojeżdżam do ostatniego wzgórza przed Bychawą w której pod dokulaniu mamy trzeci już pit stop.
Do tego momentu średnia była niepokojąco wysoka, prawie 27 km/h na 190km więc następny odcinek, wyżynny, do Szczebrzeszyna jadę własnym tempem. Najładniejszy roztoczański odcinek schodzi aż do wieczora, po drodze sporo dziur, odcinek z ruchem wahadłowym i nieszczęsne ominięcie zjazdu w Teodorówce co zapewnia mi plus kilka kilometrów i najostrzejszy podjazd dnia.
W czasie mojego zwiedzania przypadkowych wsi wyprzedają mnie wszyscy uczestnicy maratonu i do Szczebrzeszyna dojeżdżam z Rafim tylko przed kolegą na awaryjnej Kodze.
W Szczebrzeszynie planowany był godzinny postój obiadowy, pomysł ten od początku przekonywał mnie średnio, ja dużych posiłków w czasie jazdy nie jadam, więc po 20 minutkach i standardowej bułeczce ruszam w stronę Nielisza wyko rysując widność zachodzącego słońca. W Nieliszu rozświetlam się na standardową choinkę i kieruję w stronę Piasków, niespodziewanie jadę z przodu (inni robią zakupy) i dopiero po kilku kilometrach dogania mnie na obecnym etapie za szybka ‘grupka Wilkowa’ – oświetlenie tak pędzącej grupki rowerzystów łudząco przypomina z oddali samochód:-)
Towarzysząca noc robi się ciężka, tak nawigacyjnie jak i sennie, aby nogi wciąż podają. Czasem jadę z innym uczestnikami ale to wciąż ta szybsza połówka, więc odpadam. W Piaskach zatrzymuje się na batonika, siadami i trochę odpływam – na tyle słabo by odnotować kolejne mijające mnie rozświetlone grupki – chyba po kilkunastu minutach zbieram się za ostatnią z nich ale dojazd do Łęcznej to już półprzytomne zakosiki na drodze. Przed Łęczną ratunek, tanksztela z kawusią i zapasem Tigerów. Po wspomaganiu, znów przytomny, natrafiam na wracających z swojego pogubienia trasy Księgowego i Hansa.
Przez resztę nocy jedziemy razem, przy wyjeździe z Łęcznej łapiemy jeszcze raz samochód, Parczewie już gdzieś umyka nam oficjalne miejsce postoju. O świcie zawiało chłodem i w Miedzyrzeczu wraz z coraz cieplejszym słońcem robiło się nieprzyjemnie duszno. Co w połączeniu z dokuczającym żołądkiem dało mi sygnał na postój i odłączenie się od chłopaków. Decyzja o tyle głupia że ponoć z kilometr dalej w lesie stał samochód maratonowy i goniona przez nas grupa Eranis (połączone siły przyjechały na metę sporo szybciej niż ja solo).
Końcówka to już pełen relaks z świadomością że jak bym nie jechał to spełnię własny plan maksimum czyli 27h. Jedynym nieprzyjemnym momentem do mety była droga Łosice – Korczew, tak tragicznej nawierzchni (asfaltowej?) nie widziałem od 3 lat i otoczakowej drogi przy Kępnej w Beskidzie Niskim. Taki odcinek na dobicie elementów stycznych z siodełkiem:-)
Na mecie w Skrzeszewie czas brutto: 26:10 ( w limicie), 10 minut przed ostatnią czwórką która dojechała na metę, kilka osób się wycofało.
Zatem z nadwyżką satysfakcjonujący rezultat, szczególnie przy wiosennych kontuzjach.
Łącznie ok. 100 km w peletonie, ok. 200 w większych lub mniejszych grupkach a reszta solo. Wspólna jazda na pewno była bardzo pomocna i mobilizująca dla większego tempa.
Foto:

Przed startem © turdus23

Bychawa - 3 postój © turdus23
Sam na kilka ujęć też się załapałem:
Pierwsze kilometry
Noc
oraz
Więcej o samej imprezie
Maraton Podróżnika - dojazd: Skrzeszew
Piątek, 6 czerwca 2014 Kategoria Maraton Podróżnika, Wycieczka wielodniowa, W towarzystwie
Km: | 52.35 | Km teren: | 0.40 | Czas: | 02:09 | km/h: | 24.35 |
Pr. maks.: | 44.31 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | HRavg | ||
974: | 974kcal | Podjazdy: | 196m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trasa: Chorzów- Katowice- PKP-
Warszawa Wsch.- KM- Siedlce- Hołubla- Paprotnia- Korczew- Skrzeszew
Mapa:
Gminy: 460 (+7) Siedlce m., Siedlce w., Suchożebry, Paprotnia, Mordy, Korczew, Repki
Dzień dojazdu na Maraton Podróżnika pod Drohiczyn, kawałek podróży ale już na peronie Kato spotykam pierwszego uczestnika, Artura. Co ciekawe z jednego peronu i o jednej porze pojechaliśmy różnym pociągami („Skarbek” na Wawę i „Bolko” na Lublin) w to sammo miejsce. Wszystkie drogi prowadzą do Skrzeszewa:-)
Na warszawskim dworcu spotykam Wallace’a i wspólnie dojeżdżamy do bazy.
Miałem nadzieję odwiedzić tego dnia jeszcze Drohiczyn ale godzinę późniejszy pociąg i wieczorny deszcz skutecznie zniechęciły do odwiedzenia woj. Podlaskiego.
Foto:

Korczew © turdus23

Końcówka deszczu © turdus23
Mapa:
Route 2
641 276 - powered by www.bikemap.net
Gminy: 460 (+7) Siedlce m., Siedlce w., Suchożebry, Paprotnia, Mordy, Korczew, Repki
Dzień dojazdu na Maraton Podróżnika pod Drohiczyn, kawałek podróży ale już na peronie Kato spotykam pierwszego uczestnika, Artura. Co ciekawe z jednego peronu i o jednej porze pojechaliśmy różnym pociągami („Skarbek” na Wawę i „Bolko” na Lublin) w to sammo miejsce. Wszystkie drogi prowadzą do Skrzeszewa:-)
Na warszawskim dworcu spotykam Wallace’a i wspólnie dojeżdżamy do bazy.
Miałem nadzieję odwiedzić tego dnia jeszcze Drohiczyn ale godzinę późniejszy pociąg i wieczorny deszcz skutecznie zniechęciły do odwiedzenia woj. Podlaskiego.
Foto:

Korczew © turdus23

Końcówka deszczu © turdus23
Budapeszt
Sobota, 3 maja 2014 Kategoria Budapest, Wycieczka wielodniowa
Km: | 125.62 | Km teren: | 9.00 | Czas: | 07:43 | km/h: | 16.28 |
Pr. maks.: | 45.51 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | HRavg | ||
2285: | 2285kcal | Podjazdy: | 996m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Budapeszt, dzień 3.
Sturovo- Esztergom- Vaskapu (404)- Salka- Nagyborzsony- Nagyirtaspuszta (469)- Kismaros- Vac- God- Dunakeszi- Budapeszt
Mapa:
Trzeci dzień to po prostu Esztergom i Budapeszt, celowo nocą.
Wzgórza/górki dokoła Esztergomu mają przyjemny, stepowy charakter roślinności na zboczach, prawie jak na świętokrzyskim Ponidziu. Natomiast góry Borzsony po ulewie tuż przed wjechaniem w nie zamieniły się w rzadko spotykaną błotną maź, wyjątkowo śliską i słabo dopasowaną do opon slick:-) Węgierskie szlaki piesze są równie dziwnie oznaczone co drogi, miał być szlak zielony, odnalazł się tylko żółty…
Odcinek dunajskiej drogi rowerowej po wschodniej stronie rzeki sięga tylko Dunakeszi, dalej w związku z zakazami na wszystkich głównych szosach do centrum stolicy konieczne okazało się korzystanie z lokalnych dróg przez dzielnicę Ujpest.
Węgry mogę ocenić jako kraj raczej mało przyjazny rowerzystą i cywilizacyjnie znajdujący się nie tylko za Polską czy Czechami ale być może i Słowacją, rejony które odwiedziłem to przecież bogatsza przy stołeczna cześć kraju.
Niedziela to już tylko bez rowerowy powrót przez Nitrę do kraju.
Galeria wyjazdu
Foto:

Esztergom © turdus23

Cyryl, Metody i katedra © turdus23

Podjazd na Vaskapu (404) © turdus23

Schronisko na Vaskapu © turdus23

Widok na Esztergom © turdus23

Romańskie maleństwo w Nagyborzsony © turdus23

Błotniste góry Borzsony © turdus23

(Bu)dapest © turdus23

Nocny Dunaj w Budapeszcie © turdus23

Dokumentacyjnie, Koga w Budzie © turdus23
Sturovo- Esztergom- Vaskapu (404)- Salka- Nagyborzsony- Nagyirtaspuszta (469)- Kismaros- Vac- God- Dunakeszi- Budapeszt
Mapa:
Route 2 588 704 - powered by www.bikemap.net
Trzeci dzień to po prostu Esztergom i Budapeszt, celowo nocą.
Wzgórza/górki dokoła Esztergomu mają przyjemny, stepowy charakter roślinności na zboczach, prawie jak na świętokrzyskim Ponidziu. Natomiast góry Borzsony po ulewie tuż przed wjechaniem w nie zamieniły się w rzadko spotykaną błotną maź, wyjątkowo śliską i słabo dopasowaną do opon slick:-) Węgierskie szlaki piesze są równie dziwnie oznaczone co drogi, miał być szlak zielony, odnalazł się tylko żółty…
Odcinek dunajskiej drogi rowerowej po wschodniej stronie rzeki sięga tylko Dunakeszi, dalej w związku z zakazami na wszystkich głównych szosach do centrum stolicy konieczne okazało się korzystanie z lokalnych dróg przez dzielnicę Ujpest.
Węgry mogę ocenić jako kraj raczej mało przyjazny rowerzystą i cywilizacyjnie znajdujący się nie tylko za Polską czy Czechami ale być może i Słowacją, rejony które odwiedziłem to przecież bogatsza przy stołeczna cześć kraju.
Niedziela to już tylko bez rowerowy powrót przez Nitrę do kraju.
Galeria wyjazdu
Foto:

Esztergom © turdus23

Cyryl, Metody i katedra © turdus23

Podjazd na Vaskapu (404) © turdus23

Schronisko na Vaskapu © turdus23

Widok na Esztergom © turdus23

Romańskie maleństwo w Nagyborzsony © turdus23

Błotniste góry Borzsony © turdus23

(Bu)dapest © turdus23

Nocny Dunaj w Budapeszcie © turdus23

Dokumentacyjnie, Koga w Budzie © turdus23
Zsambek
Piątek, 2 maja 2014 Kategoria Budapest, Wycieczka wielodniowa
Km: | 130.01 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:13 | km/h: | 18.02 |
Pr. maks.: | 54.37 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | HRavg | ||
3034: | 3034kcal | Podjazdy: | 1215m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Budapeszt, dzień 2.
Sturovo- Esztergom- Tat- Bajna- Tatabanya- Vertessomlo- Csakvar- Bicske- Zsambek
Mapa:
Drugi dzień to jeden z najbardziej bezcelowych spędzonych na rowerze. Mogłem po 3 godzinkach i resztkach słońca popodziwiać romańskie ruiny w Zsambeku ale postanowiłem wpierw dotrzeć do innych romańskich ruin, za Oroszlanami. Niestety węgierskie oznaczenie dróg a w szczególności brak tradycji stawiania znaku wskazującego rzeczywisty przebieg drogi z pierwszeństwem przez skrzyżowanie wraz z zakazami jazdy rowerem po drogach głównych doprowadziły do dwóch godzin błądzenia. Nie docierając nigdzie a w zamian uciekając przed burzami – z słabym skutkiem – docieram do Bicske. Po długim oczekiwaniu na osłabnięcie opadów i realnym potwierdzeniu o braku możliwości porozumienia się z Madziarami (straszny język), podejmuję bardzo złą decyzję o próbie dojechania tego dnia na Budapeszt – nocą. Po drodze w środku pola spędzam jednak gwałtowną burzę i dalsze kolarstwo wodne zaprowadza mnie już tylko do cudnych ruin w Zsambeku.
Galeria wyjazdu
Foto:

Pałac Bajna © turdus23

Węgierski krajobraz wiejski © turdus23

Węgierski krajobraz rolny © turdus23

Ruiny w Zsambek © turdus23
Sturovo- Esztergom- Tat- Bajna- Tatabanya- Vertessomlo- Csakvar- Bicske- Zsambek
Mapa:
Route 2 588 563 - powered by www.bikemap.net
Drugi dzień to jeden z najbardziej bezcelowych spędzonych na rowerze. Mogłem po 3 godzinkach i resztkach słońca popodziwiać romańskie ruiny w Zsambeku ale postanowiłem wpierw dotrzeć do innych romańskich ruin, za Oroszlanami. Niestety węgierskie oznaczenie dróg a w szczególności brak tradycji stawiania znaku wskazującego rzeczywisty przebieg drogi z pierwszeństwem przez skrzyżowanie wraz z zakazami jazdy rowerem po drogach głównych doprowadziły do dwóch godzin błądzenia. Nie docierając nigdzie a w zamian uciekając przed burzami – z słabym skutkiem – docieram do Bicske. Po długim oczekiwaniu na osłabnięcie opadów i realnym potwierdzeniu o braku możliwości porozumienia się z Madziarami (straszny język), podejmuję bardzo złą decyzję o próbie dojechania tego dnia na Budapeszt – nocą. Po drodze w środku pola spędzam jednak gwałtowną burzę i dalsze kolarstwo wodne zaprowadza mnie już tylko do cudnych ruin w Zsambeku.
Galeria wyjazdu
Foto:

Pałac Bajna © turdus23

Węgierski krajobraz wiejski © turdus23

Węgierski krajobraz rolny © turdus23

Ruiny w Zsambek © turdus23
Esztergom
Czwartek, 1 maja 2014 Kategoria 200 - setki, Wycieczka wielodniowa, Budapest
Km: | 268.70 | Km teren: | 21.00 | Czas: | 13:14 | km/h: | 20.30 |
Pr. maks.: | 58.37 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
4260: | 4260kcal | Podjazdy: | 942m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Budapeszt, dzień 1.
Ch.- Katowice- PKP- Zwardoń- Myto (700)- Cadca- Zilina- ZSR- Bratysława- Kamzik (439)- Patrzalka- Gabcikovo- Medvedov- Komarno- Tata- Sutto- Tat- Esztergom- Sturovo
Mapa cz.1:
Mapa cz.2:
Na majówkę tym razem trafiła się wycieczka na Węgry, w których nigdy wcześniej nie byłem. Poza pierwszym dniem reszta pobytu miała być uzależniona od bieżących wydarzeń, przede wszystkim pogodowych oraz po kontuzjowej formy.
Pierwsza cześć tej doby to nocny przejazd z Zwardonia do Żyliny, to jeden z najprzyjemniejszych odcinków do nocnej jazdy w okolicy Śląska, pobocze, trasa z górki, pokonywana już n-ty raz w tym drugi raz nocą daje średnią prawie 27 km/h. Na dworcu jestem prawie pół godziny przed czasem, o nabyciu jizdenki, szturmuje drugi wagon „Zemplina” który zgodni z zapowiedziami ma przedział rowerowy a słowackie haki, w przeciwieństwie do tych z PKP linki zabezpieczające przed wypięciem kół. Do Bratysławy próbuję choć trochę tej nocy podrzemać a z docelowej stacji znanej mi już z zeszłego roku szybciutko atakuję bratysławski podjazd na Kamzik a dalej przez opustoszałe w poranek święta pracy miasto nad Dunaj. Wzdłuż rzeki wygodną siecią asfaltowych dróg rowerowych dojeżdżam do „słowackiego morza” – zalewu Gabcikovo. Dalej również szutrowymi odcinkami do Komarna gdzie żegnam się z odpoczynkiem od ruchu drogowego i przekraczam węgierską granicę. Oglądając zabytkową Tatę i dziki w górkach Gerecse docieram bezproblemowo (tego dnia drogi z zakazami rowerowymi miały oznaczone przejazdy alternatywne) do nocnego Esztergomu i rodzinnej bazy w Sturovie.
Galeria wyjazdu
Foto:

Stacja Bratysława © turdus23

Pałac prezydencki © turdus23

Kamzik i starówka © turdus23

Zapora Gabcikovo © turdus23

Donauradweg, okolice Medvedova © turdus23

Jezioro Tatai-to © turdus23

Zamek w Tata © turdus23

Krajobraz Gerecse © turdus23
Ch.- Katowice- PKP- Zwardoń- Myto (700)- Cadca- Zilina- ZSR- Bratysława- Kamzik (439)- Patrzalka- Gabcikovo- Medvedov- Komarno- Tata- Sutto- Tat- Esztergom- Sturovo
Mapa cz.1:
Route 2
588 443 - powered by www.bikemap.net
Mapa cz.2:
Route 2 588 498 - powered by www.bikemap.net
Na majówkę tym razem trafiła się wycieczka na Węgry, w których nigdy wcześniej nie byłem. Poza pierwszym dniem reszta pobytu miała być uzależniona od bieżących wydarzeń, przede wszystkim pogodowych oraz po kontuzjowej formy.
Pierwsza cześć tej doby to nocny przejazd z Zwardonia do Żyliny, to jeden z najprzyjemniejszych odcinków do nocnej jazdy w okolicy Śląska, pobocze, trasa z górki, pokonywana już n-ty raz w tym drugi raz nocą daje średnią prawie 27 km/h. Na dworcu jestem prawie pół godziny przed czasem, o nabyciu jizdenki, szturmuje drugi wagon „Zemplina” który zgodni z zapowiedziami ma przedział rowerowy a słowackie haki, w przeciwieństwie do tych z PKP linki zabezpieczające przed wypięciem kół. Do Bratysławy próbuję choć trochę tej nocy podrzemać a z docelowej stacji znanej mi już z zeszłego roku szybciutko atakuję bratysławski podjazd na Kamzik a dalej przez opustoszałe w poranek święta pracy miasto nad Dunaj. Wzdłuż rzeki wygodną siecią asfaltowych dróg rowerowych dojeżdżam do „słowackiego morza” – zalewu Gabcikovo. Dalej również szutrowymi odcinkami do Komarna gdzie żegnam się z odpoczynkiem od ruchu drogowego i przekraczam węgierską granicę. Oglądając zabytkową Tatę i dziki w górkach Gerecse docieram bezproblemowo (tego dnia drogi z zakazami rowerowymi miały oznaczone przejazdy alternatywne) do nocnego Esztergomu i rodzinnej bazy w Sturovie.
Galeria wyjazdu
Foto:

Stacja Bratysława © turdus23

Pałac prezydencki © turdus23

Kamzik i starówka © turdus23

Zapora Gabcikovo © turdus23

Donauradweg, okolice Medvedova © turdus23

Jezioro Tatai-to © turdus23

Zamek w Tata © turdus23

Krajobraz Gerecse © turdus23
Istria - Dolomity: Villach (16)
Niedziela, 8 września 2013 Kategoria Istria - Dolomity 2013, Wycieczka wielodniowa
Km: | 6.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:25 | km/h: | 14.88 |
Pr. maks.: | 35.00 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | HRavg | ||
77: | 77kcal | Podjazdy: | 15m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Istria - Dolomity: Dzień 16
Trasa: Villach Warmbad – Villach Hbhf. – (OBB) – Katowice – (AUTO) -Chorzów
Mapa:
Trasa: Villach Warmbad – Villach Hbhf. – (OBB) – Katowice – (AUTO) -Chorzów
Mapa:
Route 2,339,831 - powered by www.bikemap.net
Istria - Dolomity: Mangart (15)
Sobota, 7 września 2013 Kategoria Istria - Dolomity 2013, Wycieczka wielodniowa
Km: | 142.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 09:35 | km/h: | 14.85 |
Pr. maks.: | 70.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | HRavg | ||
5110: | 5110kcal | Podjazdy: | 3250m | Sprzęt: Koga Miyata | Aktywność: Jazda na rowerze |
Istria - Dolomity: Dzień 15
Trasa: Gozd-Martuljek – Kranjska Gora – Vrsic (1811) – Soca – Log pod Mangartom – Mangartsko Sedlo (2055) - (WŁO) - Passo del Predil (1156) – Tarviso – (SŁO) – Kranjska Gora – (AUT) - Wurzen Pass (1073) – Villach Warmbad
Mapa:
Trasa: Gozd-Martuljek – Kranjska Gora – Vrsic (1811) – Soca – Log pod Mangartom – Mangartsko Sedlo (2055) - (WŁO) - Passo del Predil (1156) – Tarviso – (SŁO) – Kranjska Gora – (AUT) - Wurzen Pass (1073) – Villach Warmbad
Mapa:
Route 2,339,817 - powered by www.bikemap.net